Jarosław Kret szczerze: Nie pracuję dla pieniędzy

2017-04-28 4:00

Jarosław Kret (54 l.) już dawno nie był tak szczery. Tylko w rozmowie z "Super Expressem" pogodynek NOWEJ TV zdradza, w jaki sposób zachowuje poprawne relacje z byłą partnerką. Jak wspiera Beatę Tadlę, czy praca w jednej stacji nie zagraża ich miłości... i co najważniejsze, przyznaje, że odejście z Telewizji Polskiej otworzyło mu wiele nowych drzwi.

- Nadal ma pan czas na podróżowanie?

- Oczywiście. Podróżowanie to moja największa pasja i zawód. Piszę książki o podróżach, teraz może faktycznie było trochę cicho o moich wyprawach, ale to dlatego, że od połowy listopada do grudnia kręciłem "Agenta". W tym momencie wyszła moja książką, w której promocji nie wziąłem udziału. I było o niej cicho. Nie było o niej tak głośno jak o książce Beaty, a my w tym samym dniu mieliśmy nasze promocje.

- Co panu dają te podróże? Czy to sposób na zarabianie pieniędzy, by pisać książki?

- Nie robię tego dla pieniędzy. Ja podróżuję po to, żeby poszerzać swoją wiedzą o świecie. Uważam, że mamy ubogą wiedzę na ten temat. Ja jeżdżę po świecie, żeby wiedzieć więcej i żeby potem opowiadać dalej i poszerzać tę wiedzę u innych.

- Często pana nie ma w domu. Nie cierpi na tym pana związek. Nie tęsknicie z panią Beatą za sobą?

- Oczywiście, że tęsknimy. Wiadomo... czasami moje podróże trwają po 20 dni, a czasem nawet 1,5 miesiąca.

- Teraz, kiedy macie szansę pracować razem w NOWEJ TV, ucieszył się pan?

- Ale ja ją częściej widzę w domu niż w pracy. My się tam po prostu mijamy na korytarzu. Widujemy się ostatnio przede wszystkim w charakteryzatorni, bo mniej więcej w tym samym czasie się przygotowujemy. Ale tam nie da się pogadać, bo przecież dziewczyny nas malują i buzię trzeba mieć zamkniętą.

- Doradza pan czasami pani Beacie w sprawach wizerunku?

- Nie ma mowy! Ona jest samodzielna. Beata jest profesjonalistką. Ja się nie wtrącam, jak tylko coś powiem, to czuję jej surowy wzrok (śmiech). Ona też mi nie doradza, jak mam zapowiadać pogodę.

- Oglądacie siebie nawzajem w telewizji?

- Ja ją oglądam i uwielbiam ją oglądać w telewizji, ale staram się nie ingerować w to, co robi. Często jest tak, że ja prowadzę pogodę, a ona tuż po mnie ma rozmowę z gościem. I w momencie mojej pogody ona się przygotowuje, więc nie ma jak mnie zobaczyć.

- Po odejściu z TVP miał pan moment zwątpienia? Bał się, że nie pojawi się już na ekranie?

- Cieszę się, że to się tak skończyło. Cieszę się, że to nie telewidzowie mnie wyrzucili, tylko wyrzuciła mnie polityka. Wiem, że ci, którzy mnie wyrzucili, też już zostali wyrzuceni. Słyszałem, że w tamtym czasie była awantura o mnie. Jedni chcieli, bym został, inni nie. W końcu nie przedłużyli mi umowy. Ale nie będę ukrywał, że 10 minut po tym, jak w obieg poszła informacja, że odszedłem z TVP, zadzwonili do mnie z NOWEJ TV i zaproponowali spotkanie. I to była dobra decyzja. Przechodząc do tej telewizji, zmywam z siebie ten pył radioaktywny, którym się pokryłem przez ostatnie miesiące pracy dla TVP. A potem się zaczęło. sypnęło się kilkanaście różnych propozycji, kilka telefonów od kilku stacji, ja nie miałem czasu myśleć o tym zwolnieniu. Myślałem wtedy o tym, czy znajdę czas na wakacje z synem i czy zdążę napisać książkę. To było dla mnie ważniejsze.

- Chciałam zauważyć, że ma pan świetny kontakt z Frankiem i jego mamą. Jak udało wam się to osiągnąć?

- Wypracowaliśmy to sobie, bo to na początku nie było takie łatwe, ale o tym niespecjalnie chcę mówić. Mam wyjątkowo dobre relacje i kontakty z moim dzieckiem i jego mamą. Dogadujemy się. Jak to zrobić? To jest proste. W momencie, kiedy oboje rodziców zrozumie, że dobro dziecka jest najważniejsze, wtedy chowa się emocje w kieszeń i myśli się o jego dobru. Dla mnie to jest podstawa.

- Franek nie pyta się, czy jeszcze będzie miał siostrę lub braciszka? Nie planujecie z panią Beatą powiększenia rodziny?

- Nieee, Franek nie pyta o takie rzeczy, przecież Beata ma syna i to nam wystarczy. Ale nie chciałbym tutaj zagłębiać się bardziej w nasze życie prywatne.

- Zauważyłam, że nie lubicie z panią Beatą bywać na czerwonych dywanach.

- Żeby istnieć, nie trzeba pojawiać się na ściankach. Pojawiam się od czasu do czasu, jak jestem zaproszony z Beatą przez kogoś, kogo znam, albo jeżeli jest to naprawdę jakieś ważne wydarzenie. Ale zawsze najważniejsza jest dla mnie moja rodzina, dziecko...

Zobacz: Maryla Rodowicz: Muszę sprzedać willę, bo mnie na nią nie stać! [ZDJĘCIA]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki