Gdy Jarosław Kuźniar dostał propozycję poprowadzenia "X Factor" nie miał wątpliwości, czy ją przyjąć. Obejrzał oryginalną wersję programu i stwierdził, że to ciekawe, nowe wyzwanie zawodowe, które warto podjąć.
Nie przewidział jednego: że udział w rozrywkowym show zrobi z niego celebrytę.
- Jestem naiwny. Zakładałem, że idę zrobić przede wszystkim coś dla siebie, a dopiero później dla moich odbiorców. Idę, bo chcę się sprawdzić. Wyszło inaczej - przyznaje Kuźniar w wywiadzie dla "Faktu".
Patrz też: Kinga Rusin: Jarosław Kuźniar? Nie znam osoby!
- Największym problemem jest dla mnie to, że gdy otwieram o piątej rano gazetę, widzę swój dom, wtedy mnie szlak trafia. Jakim prawem? Co kogo obchodzi, gdzie ja mieszkam? Przecież to nie ma związku z tym, co ja robię na scenie. Być może chcą tego czytelnicy, ale spora cześć Polaków jest za karą śmierci, a jakoś jej w Polsce nie wykonujemy. Przyznam, że tego nie wkalkulowałem i to mnie najbardziej uwiera. To o uczestnikach powinno się pisać, oni są ważni - mówi dziennikarz, który sam często wypowiadał się o celebrytach ironicznie.
Na pytanie, czy "X Factor wywrócił trochę jego życie, Kuźniar odpowiada: "W pewnym sensie tak, pokazał moją prywatność."
- Bo bez względu na to, czy się robi dziennikarstwo newsowe, czy rozrywkowe, to żeby nie zwariować, trzeba mieć coś swojego, takie miejsce, do którego się przyjdzie i tam już nikt nie wchodzi bez zaproszenia - dodaje dziennikarz.