Potrafiła w prostych słowach ująć emocje i uczucia każdego z nas. Być może w tym tkwi sekret uniwersalności jej tekstów, które śpiewane są do dziś przez kolejne pokolenia. Choć jednak tak pięknie i trafnie potrafiła uchwycić piękno codzienności w piosenkach, sama nie potrafiła się w niej nigdy odnaleźć, do końca pozostając „nieudomowioną”, jak o sobie mówiła.
Niespokojny duch
Urodziła się 9 października 1936 r. na warszawskiej Saskiej Kępie, z którą związana była do końca życia. Artystyczną wrażliwość odziedziczyła po ojcu, który był pianistą i matce polonistce, brakowało jednak w jej domu rodzinnym ciepła i miłości. Być może dlatego tak trudno było zaznać w życiu stabilizacji. Jako młoda studentka nie umiała się odnaleźć ani w dziennikarstwie, ani w łódzkiej filmówce, gdzie studiowała reżyserię, choć po latach mawiała: „jestem dziennikarką, dlatego wiele moich piosenek to po prostu rymowane reportaże”. W tworzeniu potrzebowała jednak więcej swobody, wolała więc szukać własnej drogi gdzie indziej.
Narodziny gwiazdy
Swoje pierwsze piosenki zaczęła pisać dla Studenckiego Teatru Satyryków, z którym związała się w 1954 r. Prawdziwy sukces przyszedł jednak 9 lat później, kiedy podczas pierwszej edycji Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu nagrodzono jej „Piosenkę o okularnikach”.
Wkrótce jej piosenki śpiewała już cała Polska. Te najsłynniejsze to: „Ballada o pancernych” (znana także jako „Deszcze niespokojne”), „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”, „Małgośka”, „Niech żyje bal”. Pisała dla największych: Maryli Rodowicz, Ireny Santor, Kaliny Jędrusik, Violetty Villas i wielu innych.
W pogoni za miłością
Osiecka pozostawiła po sobie jednak nie tylko około 2 tysięcy tekstów piosenek, ale także wiele anegdot na temat burzliwego życia, które prowadziła. Wielu mężczyzn próbowało okiełznać jej buntowniczą naturę i związać z sobą na dłużej. Głowę stracili dla niej m.in. Marek Hłasko, Jeremi Przybora, Wojciech Frykowski, Wojciech Jesionka czy Daniel Passent, któremu urodziła córkę Agatę. „Kobieta, żona, matka – to nie jest do mnie rym” - pisała jednak w jednej z piosenek. Nie potrafiła odnaleźć się w roli strażniczki domowego ogniska. Wolała pozostać artystką.
Nie przestawała tworzyć nawet, gdy coraz bardziej pogarszał się stan jej zdrowia, nadwątlonego chorobą alkoholową. Walka z nowotworem, którą przegrała w 1997 r., przerwała jej prace nad spektaklem muzycznym „Zielono mi”, który razem z Magdą Umer miały wystawić na festiwalu w Opolu. Koncert stał się ostatecznie jej muzycznym pożegnaniem.
Emisja w TV:
Niedziela z... twórczością Agnieszki Osieckiej
Niedziela 18.05 TVP Kultura