Jerzy Bończak dopiero po latach przyznał się do poważnych problemów z alkoholem. Aktor przyznał, że pił na umór i stracił kontrolę nad swoim życiem. Długo wmawiał sobie, że nie jest uzależniony i sięga po wódkę tylko po to, żeby się odstresować.
- Byłem alkoholikiem, który siebie unicestwiał. Piłem dużo alkoholu, głównie wieczorem, po to, aby paść, rano się obudzić na kacu. Jeśli była praca, trzeba było się przemęczyć do wieczora i tak dalej, i tak dalej - mówił w podcaście "Wojewódzki & Kędzierski".
Bończak zrozumiał, że jest źle, dopiero wtedy, gdy rodzina zaczęła się wstydzić jego pijaństwa.
- W pewnym momencie zauważyłem, że troszkę zaczyna się mnie wstydzić rodzina. To był pierwszy sygnał. A kolejny to był już zawód, kiedy zobaczyłem, że mam ogromne trudności z przewalczeniem na scenie tego kaca. Kiedy zacząłem reżyserować, nagle okazało się, że nie jestem w stanie zaproponować aktorom najprostszego rozwiązania, ponieważ mam zupę w mózgu. (...) Stwierdziłem, że albo się unicestwię do końca, albo wrócę do życia - wspominał aktor.
Jerzy Bończak przyznaje, że jest niepijącym alkoholikiem. Aktor świętuje 20-lecie życia w trzeźwości.
- Dziś nie tknę nawet piwa. Z jednej strony mogłoby to spowodować powrót do nałogu, a z drugiej nie mam wcale na to ochoty. Obecnie alkohol dla mnie nie istnieje - zadeklarował w ostatniej rozmowie z "Faktem".