Mówią o nim inteligent w dobrym stylu obdarzony wybitnym poczuciem humoru. On sam uważa, że jest młody, przynajmniej w sensie samopoczucia i reakcji. I tylko fizycznie jest stary, bo ma już swoje lata. Twierdzi, że w jego życiu najważniejsze są kobiety. Zakochiwał się w coraz to nowej pani i nieraz bardzo z tego powodu cierpiał. Niektórzy brali go nawetza playboya, ale on tłumaczy, że nim nigdy nie był. Bo przecież playboy się nie zakochuje. Od 30 lat z tą samą żoną Grażyną Lisiewską, która grała laborantkę Mariolkę z serialu "Czterdziestolatek". Ona mieszka w Gdyni, on pozostał w Warszawie.
- Powiada pan, że jest już znudzony życiem? Kokiet! Jak ktoś o tak barwnej osobowości, bywalec salonów, może mówić o nudzie?
- No, rzeczywiście, może przesada z tą nudą. Jak i z tymi salonami. Owszem, staram się bywać, ale nie na salonach, tylko na premierach spektakli, promocjach książek, oczywiście nie tylko własnych. Wszędzie tam, gdzie się coś ciekawego dzieje. Oglądam filmy, dużo czytam, piszę recenzje. Nie opuszczam targów książki ani Nocy Muzeów. A co do osobowości? Cóż, chyba jeszcze nie spłowiała.
- Jeszcze nie tak dawno cieszył się pan opinią niezłego playboya. Kobiety lgnęły do pana jak muchy do lepu. A pan się za nimi także ponoć oglądał. Czy coś zostało z tego czasu?
- Może strój? Zawsze miał dla mnie duże znaczenie. Nadal lubię rozjaśnić ubranie jakimś barwnym akcentem. Zostały jeszcze zawsze czyste paznokcie.
- Czy nie przyszło panu do głowy, że przez te kolorowe szaliczki, spodnie czy płaszcze w kolorach tęczy, kapelusze, niektórzy mogliby podejrzewać pana o homoseksualizm?
- Nie przyszło mi to do głowy i nic mi o tym nie wiadomo. Ale faktycznie, kiedyś, jak facet był zadbany i ubierał się z pewną fantazją, mówiono, że to gej. Dziś mężczyźni chodzą do kosmetyczki, depilują ciało, jeżdżą na zabiegi do spa. I to jest całkiem normalne. Bo niby dlaczego kobieta może i powinna o siebie zadbać, a mężczyzna już nie?
- Wciąż udziela się pan teatralnie. Niedawno w Gdyni odbyła się premiera spektaklu "Król Lear po polsku", nad którym objął pan patronat artystyczny...
- Lubię pracować z młodymi, obserwować, jak się rozwijają, zmieniają. I kiedy widzę, że chętnie korzystają z moich wskazówek, to serce rośnie.
- Kiedyś jednak usłyszałam z pana ust, że młodzi pana drażnią? A może zazdrości pan tej młodości?
- Nie, nie zazdroszczę. Powiedziałem tak może dlatego, że akurat coś mnie zirytowało. Miewam takie spadki nastroju, jakieś smutki, nostalgie i mniej mi się chce. W moim wieku powinno być to zrozumiałe.
- Poczucie humoru w takich sytuacjach nie pomaga?
- A czy ja je mam? To prawda, lubię dowcipkować, choć może raczej powinienem powiedzieć - lubiłem się śmiać. Ale nie wyśmiewać, ironizować. Owszem, czasami bywam złośliwy. Mam taki dość specyficzny sposób patrzenia na życie, nie tak bardzo poważny. Ale czy to jest poczucie humoru, nie wiem.
- Humoru nie brakuje w "Wojnie domowej", "Czterdziestolatku", właściwie w całej pana twórczości. Szkoda, że wiele z pańskich pomysłów pozostało tylko pomysłami, jak np. trzecia część "Czterdziestolatka"... To dopiero byłoby śmiesznie...
- Pewnie tak. Ale w filmie musieliby zagrać aktorzy już w podeszłym wieku, a to nie zyskało poparcia w naszej telewizji. Mam jednak jeszcze różne pomysły. Takie do śmiechu.
- Do śmiechu jest też pana ostatnia książka, "Głową o stolik". Wykpiwa w niej pan wiele absurdów naszego życia, także politycznego. Jak widać, forma pana nie opuszcza... Może najlepsze lata jeszcze przed panem?
- Tak bym nie powiedział. To, co najlepsze, już chyba było. O, widzi pani, Mrożek miał jeszcze tyle planów. I zmarł! W każdej sekundzie i mnie może coś trafić.
- Co pana dziś najbardziej cieszy?
- Chodzę sobie po plaży, obserwuję nasze polskie morze i jest mi dobrze. Po prostu, cieszę się, że żyję.
- Dziękuję za rozmowę.
Jerzy Gruza
Warszawiak z urodzenia i zodiakalny Baran (ur. 1932 r.).
Reżyser, scenarzysta i aktor filmowy. Twórca wielu widowisk telewizyjnych i programów. Legendarne już dziś seriale "Wojna domowa", "Czterdziestolatek" wciąż chętnie są oglądane. Podobnie jak cieszące się przed laty ogromną popularnością programy rozrywkowe " Poznajmy się" czy "Małżeństwo doskonałe". Jerzy Gruza to także autor wielu książek, np. "40 lat minęło jak jeden dzień", ostatnią z nich jest "Głową o stolik". Ojciec Pawła (35 l.)