Pierwsze niepokojące informacje o pogarszającym się stanie zdrowia Jerzego Połomskiego pokazały się cztery lata temu. Okazało się, że znany artysta ma problemy ze słuchem i musi zawiesić swoją działalność artystyczną. Później doszły jeszcze problemy z wykonywaniem podstawowych czynności i potrzebna mu była stała opieka. Wreszcie, w zeszłym roku piosenkarz trafił do Domu Aktorów Weteranów w Skolimowie. Wtedy wydawało się to bardzo naturalne, wszak wielu znanych i lubianych trafia do tego miejsca, gdy choroba utrudnia ich życie, a nie mają rodziny, która może być dla nich wsparciem. Jednak "Super Express" dotarł do informacji, że w 2018 roku, Połomski swoje mieszkanie przepisał swojej menadżerce Wioletcie Lewandowskiej.
Chodzi o prawie 100-metrowy apartament na warszawskim Mokotowie. Jest on wart, bagatela 2 miliony złotych!. W akcie notarialnym były jasne zapisy mówiące o tym, że menadżerka zostaje właścicielką nieruchomości, ale ma dożywotnio zajmować się Jerzym, utrzymywać, go dbać o niego w chorobie i opłacać wszelkie rachunki. Dlatego też, wielu było zaniepokojonych, gdy piosenkarz trafił do Skolimowa. Jak twierdzi magazyn "Świat i Ludzie" teraz pojawiają się głosy, że Połomski chciałby jednak wrócić do swojego mieszkania i nie jest zachwycony pobytem w ośrodku. Mają to potwierdzać podopieczni Skolimowa. Tylko co na to jego menadżerka?
- Sam dużo wcześniej postanowił, że gdy już nie będzie mógł samodzielnie funkcjonować, to przeniesie się do Skolimowa. Sam dla siebie wybrał to miejsce - zapewnia w rozmowie z magazynem "Świat i Ludzie".
Twierdzi, że piosenkarz wcale nie chce wracać do swojego mieszkania, ale gdyby wyraził taką chęć, to nie ma z tym żadnego problemu.
- Ja go ciągle odwiedzam, zresztą nikogo innego nie chce widzieć. Gdy tylko powie, że chce wracać do swojego mieszkania, będzie mógł to zrobić w każdej chwili. Jego mieszkanie na Mokotowie wciąż na niego czeka. Ale na razie on absolutnie nie wyraża takiej woli - wyjaśnia.