Jerzy Połomski sześć dni walczył o życie w szpitalu. Ujawniamy kulisy śmierci artysty

Od półtora roku Połomski mieszkał w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Był typem samotnika, dlatego większość czasu spędzał w swoim pokoju albo spacerując po tamtejszym parku. Mieszkańcy domu zawsze podkreślali, że artysta mimo wieku jest w świetnej kondycji fizycznej. Jedyne, z czym się borykał, to nasilające się problemy z pamięcią oraz słuchem. Niestety, niespełna miesiąc temu Połomski po raz pierwszy trafił do szpitala. Pogotowie natychmiast zabrało piosenkarza do jednego z warszawskich szpitali. Okazało się, że musi być operowany.

Jak dowiedział się „Super Express”, operacja nogi przebiegła pomyślnie. Kilka dni później Połomski wrócił do domu w Skolimowie, gdzie tamtejsi lekarze oraz personel dbali o jego wygodę i samopoczucie. I choć wydawało się, że piosenkarz ma szansę stanąć na nogi, nagle jego stan zdrowia się pogorszył.

– Jerzy w środę trafił do szpitala – poinformowała nas Violetta Lewandowska, menedżerka Połomskiego. – Miał infekcję. Jego organizm nie poradził sobie z zakażeniem, które się do niego wdarło. Był zbyt słaby... W poniedziałek (14 listopada - red.) o godz. 19 dostałam telefon ze szpitala: „Jerzy nie żyje”. Zmarł chwilę przed telefonem, który otrzymałam. Wiem, że lekarze do końca o niego walczyli. Niestety, nie udało się – powiedziała „Super Expressowi” menedżerka artysty w dniu jego śmierci.

Wykonawca hitu „Bo z dziewczynami” za życia zadbał o swoje miejsce spoczynku. Piosenkarz, który nigdy nie miał żony, zdecydował, że chce zostać pochowany ze swoją siostrą Jadwigą Pająk (†92 l.). Kobieta zmarła w lipcu tego roku i została pochowana w grobie znajdującym się w alei zasłużonych na Starych Powązkach w Warszawie.