- Sztuka "32 omdlenia" to mój ostatni spektakl - opowiadał "Super Expressowi" Jerzy Stuhr w wywiadzie, którego udzielił nam w maju.
Byliśmy zaskoczeni, pytaliśmy dlaczego, przecież rola w sztuce Antoniego Czechowa w Teatrze Polonia była jego kolejnym wielkim sukcesem.
- Bo czuję się zaspokojony. Mało jest takich ról, które mogą mnie jeszcze zaskoczyć. Jak już się tyle zagrało, to po co powtarzać się... Poza tym... pokolenie moich uczniów uprawia teatr, który mniej mnie interesuje. To jest drugi powód - tłumaczył swoją decyzję.
Ale powodem takich przemyśleń mogły też być problemy zdrowotne. Aktor już podczas prób do "32 omdleń" wiosną tego roku miał problemy laryngologiczne. Podczas wakacji rozchorował się na dobre. Choroba okazała się na tyle poważna, że we wrześniu odwołano spektakle z jego udziałem. Stuhr trafił do szpitala onkologicznego na Śląsku. W jednym z wywiadów udzielonych na początku miesiąca przyznał, że leczenie, któremu się poddaje, jest nieprzyjemne, a choroba wymaga cierpliwości.
Aktor jednak ani myśli poddawać się. Mimo choroby przybył do jednego z krakowskich kin, by spotkać się z widzami przed emisją swojego najnowszego filmu "Habemus Papam". Ci przywitali go owacjami na stojąco. Takie chwile warte są wiele. Dlatego mamy nadzieję, że Jerzy Stuhr jednak zmieni zdanie i wróci na scenę. Bo w maju przecież mówiąc nam, że "32 omdlenia" to ostatnia sztuka, dodał: - No, chyba że zaproponują mi króla Leara.
Mamy nadzieję, że takich ról pana Jerzego przed nami jeszcze wiele.