Jerzy Stuhr w październiku ubiegłego roku potrącił motocyklistę i odjechał miejsca wypadku. Aktor twierdził, że kolizji nie zauważył. Po zatrzymaniu go przez policję i badaniu alkomatem okazało się, że gwiazdor prowadził na podwójnym gazie - urządzenie zarejestrowało 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Od tamtego momentu aktor nie wypowiadał się publicznie w sprawie tego zdarzenia. Teraz w rozmowie z "Plejadą" wrócił pamięcią do tych chwil.
Jerzy Stuhr szczerze o wypadku. "Nie czuję się winny"
Jerzy Stuhr w rozmowie z serwisem został zapytany, czy wracają do jego pamięci dramatyczne wydarzenia z października ubiegłego roku. Aktor odpowiedział wprost.
- Czuję się niewinny, skończyło się na kolizji. Tak naprawdę nic nie zrobiłem, więc wewnętrznie jestem kompletnie czysty. Oczywiście denerwują mnie pomówienia i stosunek prokuratury do mojej osoby, która proponowała coraz wyższe kary i chciała mnie zjeść. Pan Ziobro ścigał pół roku. Powiedzieli, że będą to robić do końca, a ja się zastanawiam: po co? To wręcz filmowa sytuacja, ale chciałbym, żeby już się skończyła - powiedział "Plejadzie", Jerzy Stuhr.
W wywiadzie wspomniano także, o tym, że za kółko wsiadł po spożyciu alkoholu, zapytano go, co wówczas było dla niego najtrudniejsze.
- Bolało mnie, że byłem opluwany w gazetach, przedstawiany jako wyklęty, a przecież nikomu nic nie zrobiłem. Na szczęście przyjaciele stanęli na wysokości zadania. Spotkałem się z dużą życzliwością obcych ludzi, którzy pisali do mnie i wspierali - dodał w rozmowie z "Plejadą".