Jerzy Stuhr wygrał walkę z rakiem. Aktor, który do tej pory bardzo chronił swoje życie prywatne, postanowił upublicznić osobiste zapiski z czasu choroby. TAK SOBIE MYŚLĘ... to spis rozterek, chwil nadziei i zwątpienia. Książka trafi do księgarń 16 czerwca 2012. W jakim celu aktor zdecydował się opublikować swoje myśli? By dodać otuchy chorym oraz ich rodzinom przeżywającym dramat.
Dziennik powstał w październiku 2011.
- Po raz kolejny zaczynam wszystko od nowa. Tym razem jest to poważna walka o życie. Teraz nie ma już moich dokonań, uznania u publiczności, pozycji, popularności. Jestem tylko ja i choroba - napisał 10 października zeszłego roku, po zapoznaniu się z diagnozą lekarską - wyznał w jednej ze swoich pierwszych zapisek, 10 października.
- Muszę to odnotować, chociaż trochę się wstydzę. Kilka razy ostatnio w mej szpitalnej niedoli miałem płacz na końcu nosa. Dziwi mnie to, ponieważ stan ten towarzyszy mi w życiu niezwykle rzadko. W kinie nigdy, przy narodzinach dzieci – nie, w chwilach żałoby – nie. Śluby, uroczystości – nie. Skąd więc ostatnio zrobiło mi się łzawo? Po analizie już wiem. Łzawość pojawia się, kiedy doznaję jakiegoś rodzaju upokorzenia. Jestem zdany na czyjąś łaskę, jestem bezsilny, ten, kto był w szpitalu, wie, o co chodzi. Wtedy temu upokorzeniu w poczuciu bezsiły towarzyszy stan beksowatości. Tak, na upokorzenie jestem wyczulony niesłychanie.
Opowiada również o swoim osłabieniu przez chemię.
- Zmieniłem się fizycznie. Bardzo schudłem. Zauważyłem, że coraz mniej ludzi mnie rozpoznaje. Zwłaszcza młodych. Ta choroba uczy mnie pokory. Nie pogodzenia się z losem, ale pokory wobec majestatu życia i śmierci. Ta choroba nauczyła mnie tolerancji. Na każdego bliźniego będę patrzył już przez pryzmat bólu lub strachu przed nim i będę go rozumiał. Ta choroba ukazała mi piękno życia, mojego życia. Dała mi siłę, aby tego nie stracić. Ta choroba pokazała mi, jak bardzo jestem kochany przez moją żonę i dzieci.