Zadebiutował ponad 50 lat temu. Po raz ostatni widzieliśmy go na ekranie w 2016 r., kiedy wystąpił w filmie „Smoleńsk" Antoniego Krauzego (†78 l.). Teraz Zelnik częściej udziela się jako lektor i reżyser. – Ja zagrałem tyle ról, co mi więc może zaimponować jeszcze w życiu, jeżeli chodzi o granie? – mówi. – Ja już pobyłem w filmach i serialach. Trzeba robić różne rzeczy w życiu, a nie być tylko aktorem, bo to by było potwornie nudne. Trzeba być świetnym mężem, ojcem, budować domy, zasadzić drzewo, podróżować, pisać scenariusze, poezje, reżyserować, to wtedy jest pełnia życia, a być aktorem i korzystać z łaski jakiegoś reżysera, to mi się nie chce – dodaje stanowczo.
Jarzy Zelnik: "Smoleńsk" był gwoździem do trumny Krauzego
Aktor nie narzeka jednak na brak zajęć.
– Co roku piszę nowy scenariusz związany z jakąś rocznicą, w przyszłym roku może uda mi się uczcić 100. rocznicę urodzin papieża Jana Pawła II. Jest co robić. Poza tym piszę scenariusze dla Teatru Telewizji i może przed śmiercią zrobię jeszcze film. Jeszcze nie wiem jaki – dodaje Zelnik.