Pani Urszula i pan Jerzy są małżeństwem od ponad 43 lat. Ale wielkim sprawdzianem ich miłości był listopad 2011 r. Pani Urszula dostała wylewu krwi do mózgu. Jej stan zdrowia był fatalny. Od tamtej pory Zelnik jest na każde jej zawołanie. Opiekuje się ukochaną z ogromnym oddaniem.
- Zrezygnowałem z etatu w teatrze, który mnie już od jakiegoś czasu krępował. Już wcześniej marzyłem o wolności. Wreszcie się jej dochrapałem po 40 latach pracy - mówi z przekąsem.
Mimo wyczerpujących, zwłaszcza psychicznie chwil wielki aktor w ogóle się nie załamuje. - Na początku było trudno, ale jestem zbyt silny, z dobrego kruszcu zrobiony, by się łamać. Nie poddaję się i nie poddam do osiemdziesiątki - zapewnia.
Na szczęście są efekty jego walki o zdrowie żony. - Zaczyna mnie powoli odciążać w podstawowych rzeczach, jak przygotowanie lekarstw, podgrzanie obiadu, ale wciąż jeszcze długa droga przed nią. Ma takie dni, kiedy jest zła i sfrustrowana z powodu tego, co się stało, ale walczy - wyznaje Zelnik.
Pani Urszula odmawia rehabilitacji w szpitalach. Zalecone ćwiczenia wykonuje sama. Poza tym leczy się ziołami i medycyną niekonwencjonalną.
W głosie pana Jerzego trudno jednak szukać nuty załamania. Wręcz przeciwnie. Wydaje się umocniony tą walką.
- Radzę sobie świetnie. Nie jest to trudne, można opanować opiekę nad chorą osobą - mówi z uśmiechem Zelnik i dodaje: - Nauczyłem się bardzo dobrze gotować, głównie specjalizuję się w rybach i drobiu, zupy też mi dobrze wychodzą. Nigdy nie gotowałem, ale Ula mi wszystko tłumaczyła. Wydaje mi się, że uczeń przerósł mistrza.