- Jesienią będzie panią można obejrzeć aż w pięciu różnych odsłonach. „MasterChef”, „Kuchenne rewolucje”, „Sexy kuchnia Magdy Gessler”, „Odkrycia Magdy Gessler”, a także „Starsza pani musi fiknąć”...
- I będzie jeszcze jeden program, ale nic na razie więcej nie powiem.
- A do tego prowadzi pani sieć restauracji. Udało się pani stworzyć prawdziwe imperium. Kto pani pomaga nim zarządzać?
- Tych osób nie ma wiele, bo lata pracy w show biznesie zweryfikowały prawdziwe i szczere znajomości. Osoby z którymi pracuję to moi najbliżsi przyjaciele. Manager, który jest ze mną na dobre i na złe – Jacek Lotycz, specjalistka od PR-u i bratnia dusza – Ola Skwarek, a także mój beauty team – niezastąpione – Daria, Jagoda i Kasia. Od lat pracuję też z projektantką Agą Pou, która potrafi uszyć wszystkie moje szalone projekty, a także z Piotrem Sałatą, projektantem mody i moim stylistą.
- Kiedy znajduje pani czas na sen?
- No właśnie nie śpię! Mam chwilę, kiedy podróżuję samochodem między jednym miastem a drugim, na przykład z Jasła do Poznania. I to jest wystarczający czas, żeby poukładać milion rzeczy, przespać się 3-4 godziny i jechać dalej. Moje życie, jest tak wypełnione pracą, że na sen mam czasu najmniej. Ale po co spać, kiedy każdy dzień jest tak fascynujący!
POLECAMY: Przepis na zupę szczawiową z jajkiem według Magdy Gessler
- Co pani w takim razie daje tą niespożytą energię?
- Pasja, miłość do ludzi, ciekawość. Nie znoszę się nudzić. Prowadzę taki tryb życia jak mój ojciec. Kiedy mieszkaliśmy w Madrycie i studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych, ja malowała do 5 rano, on pisał do 5 rano. Oboje jesteśmy, jak to się mówi, nocnymi markami. Niektórzy nie potrafią tego zrozumieć. Żal mi czasu na sen. Lubię przeżywać chwile.
- Uchodzi pani za silną, niezależną kobietę, u której wiele może znaleźć pomoc i wsparcie. A w kim pani ma oparcie? Komu może się pani wypłakać?
- Ja nie powinnam w ogóle płakać - tak chyba wszyscy myślą. Czasami człowiek ma taką rolę, taką karmę w życiu, że nie płacze. Ale jeżeli mam jakiś problem, to myślę, że najczęściej dzwonię do Tadka i Lary albo Waldka, mojego męża. Oni są jedynymi bliskimi mi ludźmi i wiem, że zależy im na tym samym, na czym zależy mi. Inną taką osobą jest mój ojciec. Jest to bardzo inteligentny i wspaniały człowiek. On także służy mi dobrą radą i wspiera mnie swoją mocą.
- Lara i Tadeusz wystąpią także gościnnie w nowej edycji „MasterChefa”, którą zobaczymy jesienią. Jaka to będzie edycja i dlaczego warto ją obejrzeć?
- Wydaje mi się, że będzie najciekawsza ze wszystkich, dlatego że gdzieś udało mi się przeforsować trochę więcej luzu i sprawić, żeby było weselej, żeby nie było tak strasznie serio, żeby się nie bać i trochę odpuścić od formatu i kanonów amerykańskich. I to się nam udało. Wszyscy – Ania, Michel i ja – bardzo się szanujemy. Ubóstwiam ich. Udało nam się znaleźć wspólny język. Oni w końcu się pogodzili, że jestem taka jaka jestem (śmiech). My lubimy ze sobą pracować i to pewnie czuć z ekranu telewizora. Lubimy też, kiedy widz może się zaangażować, pośmiać, popłakać. Oczywiście w „Masterchefie” nie ma scenariusza, wszystko jest szczere, idzie naturalnym rytmem i pewnie w tym tkwi sukces programu.
WYPRÓBUJ KONIECZNIE: Przepis na kurczaka po polsku nadziewanego wątróbką według Magdy Gessler
- Podczas tej edycji „MastrChefa” po raz pierwszy u pani boku, w ramach niespodzianki na Dzień Matki, stanęli Lara i Tadeusz. Co pani czuje, widząc, jak dzieci idą w pani ślady i same stały się już autorytetami kulinarnymi?
- Nie. Żeby było jasne: i Lara i Tadeusz poszli swoją drogą. Ich drogi w jakimś punkcie spotkały z moją, ale w życiu się tego nie spodziewałam. Zawsze, kiedy poruszałam temat prowadzenia restauracji, kręcili głową. Poszli tą drogą po cichu, trochę jakby w sekrecie, może żeby nie pokazać, że miałam rację, ale wcześniej czy później wraca się do tych rzeczy, które się kocha i które się w domu poznało najlepiej. Sprawiało mi to ogromną radość, gdy widziałam jak Tadek i Lara pałaszowali wszystko z takim apetytem i radością, widać, że jedzenie było jednak dla nich bardzo ważne. Dla mnie zaś było ważne, że oni się z tego cieszą, bo mogłam im dać to, co potrafiłam najlepiej. Ale niespodzianka, którą mi teraz sprawili na planie „MasterChefa” była najbardziej szokująca dlatego, że ja nigdy nie oczekuję żadnych prezentów. Sądziłam, że nie zobaczymy się w Dniu Matki, ale wyszłam z założenia, że życie tak idzie, trudno. Widocznie tego dnia nie mogli być. Gdy Tadek rano zadzwonił z życzeniami, było mi strasznie miło. Ja nie chcę więcej. Ja nie wymagam.
- Jesienią zobaczymy w telewizji już 20. edycję „Kuchennych rewolucji”. Czy pani planuje w jakiś sposób świętować jubileuszowy sezon?
- Myślę, że chciałabym to zrobić z widzami, bez nich nie byłoby tego sukcesu. Chciałabym zorganizować zlot fanów „Kuchennych rewolucji”. Trzeba będzie wybrać jakieś miasto, gdzie moglibyśmy się spotkać, odbyć jakieś publiczne losowanie, aby było sprawiedliwe. I tam się spotkamy.
ZOBACZ TAKŻE: Przepis na naleśniki z fjutem według Magdy Gessler