Jak z taką "krytyką" radzi sobie dziennikarka Kinga Rusin? Czy naprawdę ma do tego dystans? Gwiazda TVN opowiada o tym w rozmowie z psychoterapeutką Małgorzatą Ohme.
Fragment książki:
KINGA: Czytałam, że powinnam przestać chodzić na siłownię, chociaż nigdy w życiu w żadnej nie byłam, że mam twarz jak pekińczyk czy też mops - i są to, w porównaniu z innymi, określenia doprawdy urocze - że mam małe mongolskie oczy, że rżę jak koń i że jestem już za stara, żeby pokazywać się na ekranie. Kiedy czytam coś o wieku, z wielkim sentymentem i podziwem zarazem myślę sobie od razu o mojej idolce Barbarze Walters, która w wieku osiemdziesięciu jeden lat postanowiła zrobić sobie pierwszą od lat dłuższą wakacyjną przerwę, bo idzie na wszczepienie bajpasów serca. Ale zaraz po krótkiej rekonwalescencji wraca na ekran... To tylko dygresja dla tych wszystkich, którzy chcą się odbijać w oczach innych. Poza Gisele Bundchen, Lindą Evangelistą, Anją Rubik i kilkoma innymi top modelkami niewiele jest takich kobiet, które podobają się wszystkim. A i one mają swoją grupę zagorzałych przeciwników i krytyków. W stosunku do siebie trzeba być umiarkowanie krytycznym, trzeba siebie polubić, byle nie przekroczyć granicy samouwielbienia. I jeszcze jedno: im jestem starsza, tym bardziej i szczerzej zachwycam się ludźmi. Doceniam urodę zarówno kobiet, jak i mężczyzn i głośno to mówię, nie bojąc się posądzenia o włazidupstwo ani odmienne preferencje seksualne. Nadmierne krytykanctwo to chyba przywilej młodego wieku...
MAŁGOSIA: Przede wszystkim cecha charakterystyczna osób o niskim poczuciu wartości...
KINGA: Ale nierzadko wpływowych i sugestywnych...