- Mówią, że potrafi pani żartować nawet z siebie, a to wielka sztuka. To taki pomysł na życie?
- Trochę może i tak, ja mam w sobie bardzo dużo radości i myślę, że poczucie humoru mam w genach. Jak byłam mała, miałam taki pamiętnik w drewnianej okładce. Utkwiło mi w pamięci jedno z napisanych w nim zdań: "Trwaj wiecznie w słońcu". I tak trwam do dzisiaj.
- Podobno rozśmieszanie innych to bardzo trudna sztuka. A pani zawsze rozbawia publiczność do łez. I to bez względu, czy na scenie jest pani w pojedynkę, czy w towarzystwie Andrzeja Rosiewicza lub Tadeusza Drozdy...
- Cieszy mnie, że udaje mi się dać ludziom odrobinę radości. A jeśli mogę bawić ich śpiewem, to mam gigantyczną satysfakcję.
- Lubi pani śpiewać?
- Lubię i, jak tylko trafia się okazja, występuję z piosenkami. I zawsze bardzo miło wspominam prace z całymi ekipami, z którymi pracuję podczas nagrywania. Nigdy nie zapomnę, jak płakaliśmy ze śmiechu podczas nagrywania teledysku do disco polo.
- Wielu artystów ukrywałoby ten fakt...
- A ja potraktowałam to nagranie jako "ciekawostkę przyrodniczą", i powiem, że było warto.
- Zawsze była pani bardzo związana z rodzicami. Inni zabierali na koncerty znajomych, a pani mamę i tatę. Czyżby to taki syndrom nieodciętej pępowiny?
- Chyba tak. Rodzice zawsze byli dla mnie najważniejsi. Znali wszystkie moje koleżanki, kolegów i znakomicie się z nimi porozumiewali.
- To rodzice nakłonili panią do wyjazdu do Niemiec w latach 80. Spędziła tam pani kilkanaście lat.
- Rodzicom wydawało się, że skoro w kraju jest niepewna sytuacja, to lepiej będzie, jak wyjadę. I nie żal mi tamtych lat, bo sporo się działo. A kiedy zaczęłam coraz częściej występować dla tamtejszej Polonii, zrobiło mi się tęskno i postanowiłam wrócić do kraju, i tutaj rzucić się w wir pracy.
- I nie żal pani było obcojęzycznego chłopaka, który świata poza panią nie widział?
- Nie, bo widocznie nie był mi pisany. Zresztą wtedy najważniejsze były dla mnie sprawy zawodowe. Ale rozstaliśmy się bez bólu. A jeśli chodzi o sprawy męsko-damskie, to myślę, że jeszcze wszystko przede mną.
- Naprawdę...
- Tak! W końcu u mnie wszystko dzieje się z opóźnieniem - zaczęłam być sławna dopiero, gdy skończyłam 50 lat, więc i na prawdziwą, wielką miłość mam jeszcze czas. Oczywiście nie mówię tego tak całkiem poważnie.