- Od paru dni próbuje napisać coś sensownego i od paru dni nie mogę. Wiecie dlaczego? Mam w sobie ogromne emocje. Tak dawno to minęło a tak wiele pamietam. Byłam „pupilką” jednej z Profesorek, o której kilkanaście godzin temu wspomniała Weronika Rosati. Tak, na samą myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze. W imię zahartowania mnie, od razu na początku wybrała mnie sobie za cel i szczerze, była to niekończąca się moja walka z upokorzeniem, wstydem i samymi najgorszymi emocjami. Wybitna Pani Pedagog wymyślała mi ksywy, które raniły mnie do żywego, wciąż zwracała uwagę na to jaka to jestem głupia, używając przy tym naprawdę mocnych słów. Najgorszych. Najmocniejszych. Do historii przejdzie jeden z egzaminów, w trakcie, którego podczas mojego monologu na scenie, przerwała mi i z wściekłością zaczęła mnie poprawiać i krzyczeć na mnie, żebym zaczynała raz jeszcze, i tak parokrotnie. Bawiła się chyba tym moim strachem, ewidentnie TO lubiła. A ja?!! Ja niczym w traumie wciąż zapominałam - zaczyna swój wpis była gwiazda "M jak miłość".
Weronika Rosati nigdy o tym nie mówiła. Była katowana i poniżana?! Prawdziwy koszmar! Wstrząsające wspomnienia
Dalsza część jest jeszcze bardziej wstrząsająca.
- Ale nie zapomnę jej jednego. I niestety nie wybaczę jej tego nigdy. Kiedy umierała na raka moja mama, byłam w trakcie prób do przedstawnienia dyplomowego, od którego zależało moje być albo nie być na uczelni. Siedząc z moją umierającą mamą, bez rodzeństwa, bez oparcia ze strony ojca, zadzwoniłam do Pani Mirowskiej, że to ostatnie godziny mojej mamy i bardzo chciałabym móc ją pożegnać. Byłam w tej sytuacji sama. Tak jak i sama była moja matka, która bardzo mnie potrzebowała. Pamiętam jak dziś - były dwa tygodnie do spektaklu dyplomowego (jedynego, w którym mogłam wystąpić w danym roku, ze względu na wspomnianą krytyczną sytuację rodzinną). Spektakl był przygotowany, rola zrobiona a ja prosiłam o zaledwie jeden dzień. Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos moje Profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać mimo, że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy. Zostałam wtedy wyzwana od egoistek, że myślę tylko o sobie, a nie o Kolegach, którzy potrzebują próby ze mną, po czym rzucona została słuchawka. Kiedy ponownie wybierałam numer, nikt nie odebrał, co było jednoznacznym sygnałem, że nie mam wyboru. I tego najbardziej nie mogę sobie darować . Że się wtedy nie zbuntowałam. Od Wszystkich Włodarzy z Uczelni dowiedziałam się, ze każdemu umarła ciocia lub babcia i musiał grać spektakl. Ale ... ja NIE MUSIAŁAM... I gdyby nie fakt, że mama zatajała przede mną kolejne przerzuty, żebym jak najszybciej ukończyła tę szkolę, pewnie bym na tę nieszczęsną próbę nie pojechała. Oczywiście tego samego dnia którego wyjechałam na próbę do Łodzi, a moja mama umarła. W hospicjum. W samotności. To nie koniec. Jest tego więcej, buntowanie i nie puszczanie moich koleżanek i kolegów z roku na pogrzeb, ustawianie próby do spektaklu dyplomowego tak, aby wszyscy musieli pędzić prosto z pogrzebu kilkaset kilometrów do Łodzi, wmawianie NAM, ze sztuka jest ważniejsza niż życie. Uprzedmiotawianie nas. Łamany był każdy. Nawet ten, który miał żonę i dwojke dzieci. Ktoś napisze, że to przeciez zawód nie dla słabeuszy. Jasne. Ale w tym zawodzie wymagana jest od nas wrażliwość, którą niestety niektórzy Nadludzie NAM odbierają, a właściwie odbierali. Takich traumatycznych historii są dziesiątki. Ale niech lepiej opowiedzą o nich inni. Na pewno jeszcze wiele osób mogłoby się podzielić swoimi tragicznymi doświadczeniami na legendarnej Łódzkiej Filmówce - czytamy dalej.
Joanna Koroniewska wcześniej nie mówiła o tym nawet swojemu mężowi, Maciejowi Dowborowi. - A wiecie co jest w tym najdziwniejsze - mój mąż mnie zapytał dlaczego mu nigdy o tym wcześniej, w szczegółach nie opowiadałam. Tak właśnie jest z traumami w naszym życiu. Po prostu za wszelka cenę próbujesz o nich zapomnieć. Dlatego mam nadzieje, że choć przez chwile poczuje ulgę. Tak pani Ewo. Nadal jestem aktorka. Tak mam się świetnie. I cieszę się z tego, że wiem, że Pani czyny wobec niektórych studentów były okrutne. Z tego miejsca ogromne podziękowania dla Mirosławy Marcheluk. To ona podnosiła mnie na duchu, za każdym razem kiedy upadałam - napisała potem aktorka.
Kim jest Ewa Mirowska?
Ewa Mirowska (81 l.) ukończyła Wydział Aktorski PWST w Krakowie w 1962 roku. W latach 1962-2004 występowała w Teatrze Nowym w Łodzi oraz była wykładowczynią Wydziału Aktorskiego PWSFTviT w Łodzi. Otrzymała wiele nagród i odznaczeń, m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski w 1998 roku. Jako aktorka filmowa grywała głównie epizody. Występowała głownie w spektaklach telewizyjnych.