Joanna Moro największą sympatię widzów zyskała po wcieleniu się w rolę Anny German w filmie o tym samym tytule. Wielokrotnie była zapraszana na plany zdjęciowe do Rosji. Jeszcze kilka dni temu, celebrytka bardzo entuzjastycznie wypowiadała się o współpracy ze Wschodem. Na pytanie, czy chciałaby jeszcze kiedyś pracować w Rosji odparła:
„Jak pojawi się ciekawa propozycja pod względem artystycznym, to oczywiście ją rozważę. Nie mówię "nie", bo mnie przede wszystkim interesuje artystyczna praca, która jest moją wielką pasją i paliwem na życie. (…) Prywatnie mnie tam nie ciągnie, to tutaj mam moją rodzinę i projekty, w których uczestniczę i to tutaj chcę być” – wyznała dawniej dla Plejady.
Zobacz: Joanna Moro zostawiła dwoje dzieci i uciekła od męża. Robi to, co lubi
Joanna Moro nie chce już współpracować z Rosją
Gdy jednak Rosja zaatakowała Ukrainę, Joanna Moro wycofała się ze swoich słów mówiąc, że "zawodowo ani prywatnie" nie ciągnie jej do Rosji. Mimo tego podkreśliła, że uwielbiała nagrywać tam filmy ze względu na bardzo dobre warunki pracy i duży budżet do ich realizacji.
„W tamtejszych mediach tzw. artyści (aktorzy, muzycy, reżyserzy, tancerze) są wielbieni, szanowani i są ambasadorami talentu i sukcesu, również kultury rosyjskiej w świecie. Aktora na każdym etapie pracy, na planie, czy w teatrze, traktuje się po królewsku. Szanuje się ich za to, w jaki sposób aktor tworzy role i ile poświęcenia ta praca wymaga, aby dojść do perfekcji. Panuje tam wszechobecny kult tego, że nie każdy może wstać i nazwać się artystą, bo aby zasłużyć sobie na to miano, trzeba włożyć sporo wysiłku, czasu i pokory, aby praca stała się doceniana. Poczułam to na własnej skórze, jak to jest być rozpoznawalną na szeroką skalę, a jednocześnie szanowaną” – wyznała.
Zobacz galerię: Joanna Moro - będę pomagać Ukraińcom