Joanna Racewicz została zawieszona przez swojego pracodawcę - Telewizję Polską. Dziennikarka do tej pory prowadziła poranny program "Pytanie na śniadanie". Jednak przygoda ze śniadaniówką została nagle przerwana przez feralny post Racewicz, który okazał się dla niej strzałem w stopę. Dotyczył on 40-dniowej diety, na której była Racewicz. Schudła na niej prawie 10 kg, czym pochwaliła się w sieci. - TVP uznała to za lokowanie produktu bez ich zgody. Od 13 marca Racewicz nie prowadzi już "Pytania na śniadanie". Dziennikarka skomentowała decyzję TVP w rozmowie z magazynem Party.
Racewicz zapytana, czy żałuje opublikowania w mediach społecznościowych zdjęcia, które spowodowało jej zawieszenie, odpowiedziała: "Potknąć się można o różne rzeczy np. o kłodę. Można też spaść z wysokiego konia... Ale z kucyka?! I o pudełka? Nieeee..."
Racewicz po zawieszeniu w TVP może liczyć na wsparcie tego mężczyzny
Joanna Racewicz w katastrofie smoleńskiej straciła ukochanego męża. Od tego czasu musiała stawić czoła trudom samotnego macierzyństwa. Więź jaką stworzyła z synem jest naprawdę silna. Dziennikarka może liczyć na jego wsparcie w najtrudniejszych chwilach. Tak było i tym razem, o czym opowiedziała w rozmowie z "Party". Gdy wróciła do domu z informacją o zawieszeniu w TVP, 10-letni Igor zaoferował jej wsparcie finansowe.
- Pierwsze, co zrobił jak wróciłam pierwszego dnia, rzeczywiście w nie najlepszym stanie emocji, to powiedział mi: Nie martw się, mamusiu, ze wszystkim damy sobie radę. W razie potrzeby rozbiję świnkę-skarbonkę. Mieć takiego syna u swojego boku, takiego skrzata, który gotów pomóc w każdej chwili... Naprawdę bezcenne. Czego ja się mam bać? - słowa Racewicz przytacza Party.