Sąsiad Violetty Villas - Pan Józef Świerżewski - nie może pogodzić się ze śmiercią gwiazdy. Zaledwie 3 godziny przed jej śmiercią był u niej w domu i rozmawiał z nią.
- Żartowała, śmiała się. Gdzie jej tam było do umierania? - powiedział Faktowi.
Violetta Villas była mu bardzo bliska. Pan Józef pomagał w utrzymywaniu domu. Nigdy nie brał za to pieniędzy:
- Jak byłem potrzebny, dzwoniła pani Ela i zaraz byłem – mówi. – Pieniędzy nie brałem. To była zwykła sąsiedzka pomoc: za papierosy i piwo. A przecież praca u takiej gwiazdy to zaszczyt - powiedział podczas rozmowy z Faktem.
Violetta Villas lubiła towarzystwo Pana Józefa. Często, gdy przychodził, by pomóc w domowych pracach wychodziła ze swojego pokoju, aby móc cieszyć się z wizyty sąsiada. Lubili ze sobą rozmawiać.
- Opowiadała różne historie. Lubiłem jej słuchać, bo przecież zwiedziła kawał świata – wspomina pan Józef. – Mówiła o Las Vegas, pełnych salach, które przychodziły na jej koncerty. Często nam śpiewała. To było wspaniałe... – dodaje w czasie rozmowy.
Dla Pana Józefa największym ciosem jest, to że po śmierci Violetty Villas tak dużo się o niej mówi w Lewinie Kłodzkim. Plotki słychać z każdej strony. W wywiadzie z faktem mówi, że Pani Ela bardzo kochała zmarłą Villas, i zaprzecza jakoby dom w Lewinie był zaniedbany, zapuszczony.
- Pani Ela bardzo ją kochała, biegała na każde jej skinienie. Wystarczyło, że ona zawołała: Ela, a ta odpowiadała: Już biegnę, pańciuniu. Tak do niej mówiła – wspomina pan Józef.