Julia Belei piosenkarka z Ukrainy o dramacie bliskich: Wielu moich przyjaciół straciło dach nad głową

Piękna i utalentowana Julia Belei jest doskonale znana w Polsce. Wielokrotnie swoimi występami uświetniała widowiska Telewizji Polskiej, m.in. „Wakacyjną Trasę Dwójki”, „Sylwester Marzeń”, czy konferencję ramówkową, śpiewając, po ukraińsku, m.in. znany z serialu „Kozacka miłość” hit, pt. „Mój kraj kochany”. Ostatnio wystąpiła także w koncercie „Solidarni z Ukrainą” wykonując utwór „Moja najdroższa mama” również w języku ojczystym. Przed laty dała się poznać jako wokalistka zespołu Mirami. Teraz, kiedy jej kariera solowa zaczęła nabierać rozpędu, na Ukrainie, gdzie artystka ma dom wybuchła wojna.

Julia Belei opowiada o sytuacji na Ukrainie

i

Autor: AKPA

W minioną niedzielę byłaś jedną z gwiazd koncertu „Solidarni z Ukrainą”. Co czułaś, kiedy jako rodowita Ukrainka wyszłaś na scenę, żeby zaśpiewać w Polsce dla swoich braci, którzy na wschodzie przelewają krew za ojczyznę?

W ten dzień byłam bardzo zapłakana, czułam ból w sercu, byłam bardzo zmieszana, nie wiedząc co dalej robić i jak żyć. Bardzo chciałam przekazać wsparcie dla swojego narodu. Te piosenki, które zaśpiewałam są w sercu każdego Ukraińca, które śpiewa i zna każdy. W ten dzień cały czas miałam łzy na oczach i nie mogłam powstrzymać emocji. Wciąż jest mi bardzo ciężko. 

Jak sobie radzisz z tragedią, która dotknęła Ukrainę? Czy ta wojna pozbawiła Cię kogoś z przyjaciół czy znajomych?

Parę dni przebywając tu w Polsce czuję się już trochę mocniejsza. Między innymi dlatego, że mogę pomagać wojsku, kobietom z dziećmi i znajomym. Moją siłę zawdzięczam ukraińskiemu wojsku i Polakom, którzy cały czas są ze mną i wspierają we wszystkich pytaniach co dotyczy pomocy. Na szczęście nikt z moich znajomych nie zginął. Jednak mnóstwo przyjaciół zostało bez dachu nad głową. To jest tragedia. I teraz najtrudniejsze - znaleźć siły i zacząć nowe życie.

Czy choć na chwilę da się nie myśleć o wojnie?

Niestety, nie da się. Jestem zaangażowana we wszelką pomoc dla Ukraińców, mnóstwo osób dzwoni i pisze, czy to w noc czy to dzień, nie ma żadnej różnicy. Cały czas jestem w kontakcie telefonicznym.

Pochodzisz ze Lwowa, który niestety również został zaatakowany przez Rosjan. Kiedy udało Ci się stamtąd wydostać?

Tak, pochodzę ze Lwowa, na razie w moim mieście jest spokojnie. Lwów teraz został miastem, w które przyjeżdżają wszyscy uchodźcy ze wszystkich innych miast i dalej niektórzy jadą do Polski. Lwów pomaga, stara się zapewnić wszystkich posiłki i mieszkania. Moja mama teraz pracuje w kuchni, żeby pomoc innym w zapewnieniu ciepłych posiłków.

Czy Twój dom został zniszczony, czy jakimś cudem ocalał?

W moim domu teraz żyją przyjaciele z Kijowa. U mojej mamy są też uchodźcy. Mam nadzieje, że we Lwowie będzie bezpiecznie.

Czy w Polsce masz bezpieczne schronienie?

Tak, bardzo zawdzięczam swoim polskim przyjaciołom, kolegom z branży muzycznej. Nie wymyślam co bym robiłam jakby nie miałam ich. Przyjechałam tu przed wojną na weekend i miałam zupełnie inne plany, i planowałam wrócić do domu, synek miał iść do szkoły w poniedziałek. Tutaj nie miałam za co opłacić mieszkania, zostałam bez pieniędzy i bez osobistych rzeczy. Siedziałam z dziećmi w szoku i płakałam przez to co się dzieje. Dziękuję swoim przyjaciołom z Polski, którzy o nic nie pytali i po prostu znaleźli za dwie godziny mieszkanie, jedzenie i potrzebne rzeczy dla moich dzieci.

Na Ukrainie została Twoja rodzina. Kto dokładnie? Czy będziesz próbowała ściągnąć bliskich do Polski?

Została tam cała moja rodzina, wraz z siostrami i braćmi, babcia. Wszyscy moi przyjaciele i znajomi. Całe moje życie jest na Ukrainie. Mąż razem ze mną teraz w Polsce, jest na granicy, gdzie cały czas pomaga uchodźcom. Zrobił sztab pomocy, gdzie przyjmują pomoc i odprawia to wszystko do Ukrainy. Za parę dni planujemy wyjechać do Ukrainy. Dla męża jest to bilet w jedną stronę... Bardzo tęsknię za moimi bliskimi na Ukrainie.

Czy Ci z Twojej rodziny, którzy zostali są w miarę bezpieczni? Jak wygląda ich życie i rzeczywistość dookoła?

Jest wielki problem z jedzeniem, jest mnóstwo uchodźców, mama moja i teściowa pracują w kuchni, gotują obiady, a podczas syren biegną do ukrycia. Lwowianie mają jednak pozytywne nastroje, choć nie czują się bezpiecznie. Są pozytywni, ale patrząc na to, co się dzieje w innych miastach, że rakiety spadają na mieszkania zwykłych ludzi, cywilów, to nie wiemy czego oczekiwać od Rosji w stronę Zachodniej części Ukrainy..

Masz dwóch synów. W jakim są wieku. Czy myślisz już o ich przyszłości? Jak im tłumaczysz, że w Waszym kraju jest wojna?

Dima ma 8 lat, Artem 2 lata. Tak, cały czas o tym myślę. Żyję w niepewności teraz. Nie wiem co robić, bardzo chcę do domu. Ale z innej strony rozumiem, że moje życie nie będzie takie jak było wcześniej. Trzeba znaleźć siły i przystosować się do sytuacji jaką mamy. Dima cały czas ogląda wiadomości razem z nami, cały czas rozmawia z przyjaciółmi, z babcią. On wie, że jest wojna i bardzo przejmuje się tą sytuacją. Bywało, że w nocy często budził się i nie mógł spokojnie spać. Tłumaczę mu, że mamy bohaterskie wojsko i Ukraina zwycięży. Tłumaczę, że jesteśmy mocni i silni! Tłumaczę, że przeżyjemy ten okropny czas, że on też musi być mocnym. Uczę go nie poddawać się i pomagać innym. Jesteśmy dumni, że jesteśmy Ukraińcami.

Czy jak ataki ustaną, zamierzasz wracać do Lwowa, czy zdecydujesz się zostać na stałe w Polsce, gdzie za sprawą koncertów bywałaś ostatnio dość często?

Trudno teraz coś powiedzieć. Na razie będę z synami w Warszawie.

Dostaliśmy informacje, że tuż po koncercie w TVP pojechałaś na granicę? Co tam się dzieje? Czy kogoś odbierasz, czy zgłosiłaś się do wolontariatu?

Tak, jestem teraz bardzo zaangażowana w pomoc dla Ukraińców. Pracuje z urzędem miasta Lwowa, i z największymi funduszami Polski. Kupujemy sprzęt dla wojska i leki.

Rozmawiała Martyna Rokita

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają