Julia Kamińska, gwiazda filmu "Narzeczony na niby", gościła w ostatnim odcinku Kuby Wojewódzkiego. Choć na początku wszystko szło gładko, to dało się zauważyć, że aktorka straciła humor, gdy do stolika podeszła półnaga 'Wodzianka'. Dziewczyna nie miała na sobie stanika, a jej piersi "zakrywała" przeźroczysta bluzka. Kamińska sprawiała wrażenie zażenowanej całą sytuacją. Po odejściu 'Wodzianki' Wojewódzki poruszył temat zaangażowania Kamińskiej w akcję #MeToo. Kilka miesięcy temu aktorka przyznała w rozmowie z "Super Expressem", że również ona była ofiarą molestowania. "Król TVN" postanowił podrążyć ten temat i zapytał o nadużycia seksualne zaproszoną do studia gwiazdę "Narzeczonego na niby".
- Tak, zdarzyły mi się taki sytuacje. Nie było ich dużo, ale wiem, że takie rzeczy się dzieją - potwierdziła Kamińska.
Wojewódzki nie odpuszczał. Chciał dowiecieć się, kiedy doszło do tej sytuacji.
- Pierwszy raz, miałam wtedy 16 lub 17 lat. Przykre doświadczenie, niefajne. Nic mi się takiego nie stało, ale pamiętam je dobrze - wyznała Julia.
Następnie Wojewódzki zapytał Kamińską, co sądzi na temat seksistowskich żartów (w tej dziedzinie Wojewódzki faktycznie jest królem). Wtedy aktorka stanowczo odpowiedziała:
- Żyjemy w takim świecie, że mężczyźni od najmłodszych lat są zachęcani do pewnych zachowań. Tak zwane końskie zaloty są właśnie formą molestowania: ciągnięcie za włosy, komentowanie piersi… Mamy z tym do czynienia już w szkole podstawowej. (...) Molestować można również przez żart i to jest przykre. Może to dobrze, że ta granica przesunie się trochę w tę stronę, bo przez wiele lat była po totalnie niewłaściwej stronie i może niektórym się jakaś lampka zapali, że lepiej nie, bo jednak #MeToo.
Po tej wypowiedzi Wojewódzki przestał drążyć temat molestowania i seksistowskich żartów.