Julia Pietrucha wraz ze swoim mężem Ianem spędziła kilka miesięcy w podróży po Azji. Oprócz dobrych momentów para musiała zmierzyć się również z naprawdę ekstremalnymi doświadczeniami. Do tej drugiej kategorii należał między innymi ulewny deszcz, trwający bez przerwy przez kilka dni pod rząd. "Taka ulewa złapała nas na północy Wietnamu, gdzie dobrych hoteli nie ma. Trzy dni przesiedzieliśmy w obskurnym hoteliku, ale potem uznaliśmy, że szkoda czasu. Każdego dnia jechaliśmy w deszczu, błocie, na koniec byliśmy brudni i przemoczeni, a nie miałam nic suchego na zmianę. Marzyłam o hotelu, w którym jest pralka z suszarką. Zdarzało się, że ubrania prałam w brudnej rzece. Najgorsze są poranki, kiedy wkładasz wilgotne ciuchy, bo rpzez noc nic nie wyschło" - opisywała swoje przeżycia w rozmowie z "Twoim Stylem" Julia Pietrucha. Aktorka z podróży do Azji przywiozła ze sobą nie tylko wspomnienia, filmy i pamiątki. Wyprawa na drugi koniec świata z ukochanym była dla niej doświadczeniem, dzięki któremu znalazła odpowiedź na pytanie, co w życiu liczy się najbardziej.
- Dziś wiem, że liczą się ludzie, miłość, przyjaźń, dobroć. Podróże nauczyły mnie też nie przejmować się błahostkami. Zobaczyłam, w jakiej biedzie żyją ludzie, widziałam śmierć na ulicy. Raz na drodze zobaczyliśmy przewrócone rusztowanie, obok leżał człowiek. Nie żył, zginął porażony prądem. Nad nim stali kobieta w ciąży i mały chłopiec. Płakali. Podróże nauczyły mnie przekraczać własne granice - wyznała aktorka.