Justyna Kowalczyk-Tekieli ma za sobą bardzo trudny czas. Może najtrudniejszy w całym jej życiu. Wiosną, podczas wspinaczki w szwajcarskich Alpach, po zejściu lawiny zginął jej mąż Kacper Tekieli. Narciarka od zawsze wiedziała, że ryzyko jest wpisane w pasję męża, doceniała to i rozumiała. Sama wiedziała, jak ważne w życiu jest robić to, co się kocha. Jednak chyba w najczarniejszych koszmarach nie spodziewała się, że śmierć przyjdzie tak szybko.
Wypadkiem alpinisty żyła w maju ubiegłego roku cala Polska. Wielu fanów wspierało Justynę w tym ciężkim czasie. A ona przyjmowała to z wdzięcznością. I była bardzo silna. Przede wszystkim dla syna, którego chciała chronić. Starała się żyć normalnie, dużo podróżowała, zwiedzała z synkiem piękne miejsca. Zawsze z obrączką męża na szyi. Tak czciła pamięć ukochanego.
Justyna Kowalczyk w poruszającym wpisie podziękowała sobie za siłę i słabość
Justyna Kowalczyk, w piątek, 19 stycznia skończyła 41 lat. Z tej okazji zamieściła na Instagramie podziękowania. podziękowania dla siebie. "Czterdziestojednoletnia. Lubię ją. Płaczącą, śmiejącą się, tęskniącą, bijącą rekordy, niemającą chęci wstać z łóżka, silną, zdystansowaną, bezkompromisową. Prawdziwą. Zaimponowała mi w minionych miesiącach. Pierwszy raz w życiu" - czytany w poście. I aż trudno wyobrazić sobie, jaka w tej kobiecie drzemie siła i mądrość. Dopuszcza do siebie każdy aspekt swojego istnienia, pozwala sobie i na siłę i na rozpacz. I nie poddaje się, nigdy! O czym nie raz mieliśmy okazję się przekonać.