Jak rodzice zareagowali na wiadomość, że będę aktorką? Dość spokojnie, bo mieli już zaprawę z moją siostrą. Miała studiować na Akademii Muzycznej w Krakowie, ale musiała jeszcze rok poczekać. Bo kiedyś było tak, że średnia szkoła muzyczna trwała rok dłużej niż ogólniak. Siostra postanowiła nie tracić roku i rozpoczęła studia na prawie. Dziś jest profesorem prawa i jeździ z wykładami po całym świecie.
Szkoła teatralna była trudną szkołą. Fascynującą, ale i zamkniętą. Wyjść na zewnątrz, zagrać w filmie? To było prawie niemożliwe. Pamiętam serial "W labiryncie", tasiemiec, który właśnie wchodził do telewizji. Byliśmy zaciekawieni. Ale grać w serialu... Absolutnie, nie pozwalała na to większość profesorów. Jednak niewiele lat później zdecydowałam się na rolę w serialu "Klan". Postać Bogny umożliwia mi dotarcie do widzów i daje niezbędną w tym zawodzie popularność.
Na trzecim roku zaproponowano mi etat w warszawskim Teatrze Powszechnym: Janda, Gajos, Pieczka... Takie miejsce to marzenie dla młodego aktora. A ja stanęłam na scenie i byłam przerażona. Wydało mi się, że przy tych wszystkich wspaniałych aktorach i ludziach nic nie umiem.
W tym teatrze, dzięki Krysi Jandzie, poznałam męża. Reżyserowała "Na szkle malowane" i do głównej roli Janosika zaprosiła Emiliana. Przyznam, że wydawał się nam, dziewczynom, trochę dziwny. Przynosił jedzenie w termosach, chodził w zielonkawych ubraniach. Później okazało się, że wszystko prał w proszku enzymatycznym i to powodowało, że ubrania były w jednym odcieniu.
To Emilian mnie wybrał, przygotowywał niespodzianki, zostawiał w garderobie poziomki, kwiaty. No i uległam! Śmieję się, że jak na mnie to bardzo szybko, bo już po kilku miesiącach. Ale nie mogłam nie ulec. Emilian, tak naprawdę, od zawsze mnie fascynował, to niezwykle kreatywny człowiek, pisze, reżyseruje, buduje, gra - ciągle tworzy. Nie daje osiąść na laurach, powoduje, że nigdy się z nim nie nudzę, a poza tym ma wielkie poczucie humoru i radość życia.
Osiem lat temu postanowił stworzyć własny teatr. Te osiem lat zostało wyjęte z naszego życia. Kiedy chodziliśmy od urzędu do urzędu, słyszeliśmy: "a dlaczego, a po co?". Niektórzy nie mogli uwierzyć, że chcemy coś zrobić dla widzów z potrzeby serca i pasji, a nie dla pieniędzy. Od roku mamy własny Teatr Kamienica. Gdy się naprawdę chce, to można bardzo dużo.