Justyna Steczkowska miała wypadek samochodowy na drodze wojewódzkiej nr 719 na odcinku między Żyrardowem a Puszczą Mariańską. Jak donosi "Głos Żyrardowa" Lexus, którym podróżowała wokalistka wraz ze swoim menedżerem, zajechał drogę Seicento. Fiat z trójką osób w środku wylądował w rowie. - Kierujący Lexusem nie posiadał przy sobie dokumentów potwierdzających uprawnienia do poruszania się po drogach - mówi asp. Agnieszka Ciereszko żyrardowskiej policji. Do zdarzenia doszło około godziny 18:30, 8 lipca 2016 roku. Fiatem wracali z pracy do domu pracownicy holdingu motoryzacyjnego. - Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że Fiat Seicento wyprzedzał kolumnę pojazdów. Gdy auto wyprzedzało ostatni pojazd, a był nim Lexus, ten nagle zaczął skręcać w lewo i zepchnął Fiata do rowu - słowa asp. Agnieszki Ciereszko, rzecznika prasowego KPP w Żyrardowie przytacza "Głos Żyrardowa". Auto z trójką pasażerów wylądowało w rowie. Podróżowali nim Tomasz (26 l.) oraz jego koleżanki Anna (23 l.) i Janina (24 l.). Na szczęście zarówno pasażerowie Fiata, jak i Lexusa wyszli z wypadku cało.
- Początkowo myślałem, że w Lexusie na siedzeniu pasażera siedzi dziecko. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że to Justyna Steczkowska. Wydawało mi się to dziwne, że taka osoba nie była zainteresowana, tym co się wokół niej dzieje. Nie interesowała się niczym - wyznał portalowi eglos.pl pan Tomasz.
Przypomnijmy, że to nie pierwszy wypadek z udziałem Steczkowskiej. Cztery lata temu piosenkarka trafiła do szpitala po tym, jak jej auto zderzyło się z busem.
Nowe fakty
Okazuje się, że za kierownicą Lexusa siedział menadżer Justyny Steczkowskiej - Łukasz Wojtanowski. Zapewnił nas, że nic poważnego się nie stało. - Rzeczywiście, groźnie to wyglądało, ponieważ samochód wpadł do rowu. Ale zanotowane zostało to jako kolizja, a nie wypadek. Dziewczyny z tamtego samochodu zostały przetransportowane do szpitala, bo były w szoku. I to jest zrozumiane. Ale po przeprowadzeniu badań okazało się, że nikomu nic się nie stało i zostały od razu wypuszczone. Nie miałem przy sobie dokumentów, ale uprawnienia posiadam, mam prawo jazdy – zapewnia nas. - Pokonuję 10 tys. km miesięcznie, przejeżdżamy z koncertu na koncert, więc te uprawnienia muszę mieć – wyjaśnia Wojtanowicz, który zamierza udowodnić, że to nie on spowodował wypadek. - Sprawa trafi do sądu. Niech sąd oceni, czyja to była wina - dodał.
ZOBACZ: Sekret Justyny Steczkowskiej! Jak dba o swoje ciało?