Długimi miesiącami fani Dody czekali na niedzielę. Przed ratusz na warszawskim Bemowie ściągnęły tłumy. Tego wieczoru piosenkarka rozpoczynała swoją długo zapowiadaną nową trasę koncertową. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale niestety artystce towarzyszył pech. Podczas przedostatniego kawałka o mało nie doszło do tragedii.
Gdy z głośników zaczęły dobiegać dźwięki piosenki "Bad Girls", nad sceną zaczęła unosić się skrzydlata postać. Usłyszeliśmy pierwsze wersy nowego hitu piosenkarki. Ale nie wiedzieć czemu, zrobiło się nerwowo. Artystka rozpaczliwie wymachiwała rękami. Widać było, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Lina, na której artystka była podwieszona, zaczęła się niebezpiecznie skręcać.
Przeczytaj koniecznie: Doda za koncert na parkingu w Chicago weźmie 70 tys. zł
- Nie, nie, nie, kur..., stoooooooop!!! - zaczęła nagle krzyczeć Doda. Do uszu fanów dolatywały przekleństwa. Jej ciało zaczęło bezwładne zwisać. Zza kulis na ratunek siostrze wybiegł Rafał. Nie mógł jednak zbyt wiele zdziałać, próbował ją jeszcze obrócić, uwolnić od krępującej pętli, ale nie dał rady. Wtedy zareagowali technicy i opuścili artystkę na ziemię.
- By mnie zabili na pierwszym koncercie, naprawdę zajebiście, dzięki! - pokrzykiwała wyprowadzona z równowagi Doda.
Zgromadzona publika, zszokowana całym zajściem, próbowała dodać jej otuchy oklaskami.
- Spoko, nie potrzebuję motywacji, generalnie mam wszystko w dupie i zaczynam od początku, jedziemy! - ryknęła dziarsko ze sceny Doda i pojechała. Na szczęście już bez mrożących krew w żyłach emocji.