Posiadaczka ośmiu tytułów mistrzowskich w fitnessie przeżyła chwile grozy. - Mamy z mężem malutkiego, kochanego chichuachuę i on uciekał przed kotem. Przebiegł dalej pod czyjś płot, potem nie mógł się stamtąd wydostać. Latał w kółko i piszczał, więc niewiele myśląc, przeskoczyłam ten płot i go stamtąd wyciągnęłam. Ale zahaczyłam o wystający pręt na ogrodzeniu i rozszarpałam sobie całą rękę - wspomina chwile grozy Porczyk.
Patrz też: Kamila Porczyk. Seks tajemnicą jej sukcesu
Kamila nie chce robić z tego tragedii, ale na razie nie może trenować...
- Cały czas boli mnie ta ręka. To jest dosyć głęboka rana. Nie mam czucia na skórze, ale na szczęście ruszam palcami. Założono mi 14 szwów - wylicza i dodaje: - To jakieś fatum. 2,5 roku temu mój mąż, Bernd, prawie stracił rękę, teraz ja ją sobie poważnie rozcięłam...
Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i na kulturystyczne parkiety.