Agnieszka Włodarczyk oko w oko z karaluchem gigantem. Hiszpańska bestia pojawiła się znienacka
Ten koszmar rozegrał się w miejscu, które miało być rajem dla zakochanej pary gwiazd i ich małego synka Milana. Agnieszka Włodarczyk i jej narzeczony Robert Karaś bawią w słonecznej Hiszpanii. Zajmują tam piękny dom, cieszą się idealną pogodą... Jednak gdy wydawało się, że nic nie zakłóci tej sielanki, pojawił się niespodziewanie on - karaluch gigant! Gwiazda o wszystkim opowiedziała ze szczegółami na swoim koncie na Instagramie. Gdyby nie ukochany gwiazdy, sportowiec Robert Karaś, ta historia mogłaby skończyć się zwycięstwem stwora. Co mówiła Agnieszka Włodarczyk na swoim Instastories? Ta historia mrozi krew w żyłach!
"Okazuje się, że jak karaluchowi utnie się nawet głowę, to on potrafi żyć jeszcze tydzień!"
"Wczoraj w toalecie spotkałam takiego [tu Agnieszka zaprezentowała, jaki był to gigant], nie kłamię, takiego karalucha, którego próbowałam unicestwić i kiedy to zrobiłam klapkiem, to strzelił tak, jak kiedyś z kapiszonów, to był taki huk. On dalej chodził, więc zawołałam Roberta i Robert załatwił sprawę, ale też było ciężko. Okazuje się, że jak karaluchowi utnie się nawet głowę, to on potrafi żyć jeszcze tydzień!" - opowiadała "Włodara". "To już był drugi. Więc miejsce piękne, niby raj, ale sorry, jak karaluchy wychodzą z różnych części domu, to nie jest miłe. Gdyby nie to, że te robal roznosi tyle chorób (...), to może bym nawet nie zabijała, ale no niestety... One będą zabijane w tym domu" - deklaruje Agnieszka. Obyb to odstraszyło wszystkie karaluchy od naszej polskiej gwiazdy!