Karol Strasburger docenił Polskę po wizycie w Japonii: "Nie chciałbym żyć w takim kraju".

2018-09-21 10:35

Choć niedawno skończył 71 lat, KAROL STRASBURGER wciąż jest gotów na przygodę. Dlatego wziął udział w nowym programie “Lepiej późno niż wcale”. Razem z Władysławem Kozakiewiczem, Krzysztofem Hanke i Piotrem Polkiem udał się w podróż do Azji, aby doświaczyć rzeczy, których nigdy jeszcze nie przeżyli. Choć kraje Dalekiego Wschodu mają wiele do zaoferowanie, to jednak gospodarz kultowej "Familiady" nie zazdrości Japończykom. Co poruszyło go najbardziej?

Lepiej późno niż wcale

i

Autor: screen z facebook/Lepiej późno niż wcale

- Dlaczego zdecydował się pan wziąć udział w tej wyprawie?

- Po pierwsze – pomysł. Wyjazd w tak daleki, nieznany świat, jeszcze do tego zorganizowany, jest tak wielką atrakcją, że myślę, że byłoby dużym nierozsądkiem nie zdecydować się na coś takiego. Chciałem to zobaczyć, chciałem tego doświadczyć. Oczywiście zawsze jest element lęku, niepokoju i niewiadomej, co do tego, co może się zdarzyć, ale byliśmy w dobrych rękach. To było naprawdę świetnie zorganizowane od strony producenckiej. Samemu pewnie bym się nie odważył.

- W wyprawie wzięło udział czterech mężczyzn, z których każdy jest silną osobowością. Jak się panowie dogadywaliście ?

- Ja bym powiedział, że pięciu mimo wszystko. Ponieważ rzeczywiście Rafał Masny miał być takim naszym organizatorem, pomagać nam w różnych kłopotach, ale okazało się, że miał tyle samo kłopotów, co i my, i wcale nie musieliśmy oczekiwać jego pomocy. Był jednym z nas, był naszym fajnym, młodszym, ale doświadczonym kolegą. I jakoś sobie radził. My braliśmy coś od niego, a on od nas. Stworzyliśmy fajną grupę. Myślę, że po tym wyjeździe lubimy się bardziej, niż lubiliśmy się przed. Żyliśmy w różnych warunkach i wszyscy wychodziliśmy z tego zwycięsko. Nikt się nie poróżnił, nikt się z nikim ani razu nie pokłócił.

- To była pana pierwsza podróż do Azji. Czy czegoś pan się obawiał przed wyjazdem?

- Tak, obawiałem się przede wszystkim braku znajomości języka, tam nie ma jak się porozumiewać z ludźmi. Niektórzy znają angielski, inni nie. Jest to wszystko tak obce, że nie umiałem już nawet pralki obsłużyć, ponieważ była opisana ich językiem, którego ja nie czytam, więc uruchomienie pralki zajęło nam z godzinę. Staliśmy w metrze, nie wiedząc w ogóle, dokąd jedziemy, co i jak, bo nie wiedzieliśmy, co tam jest napisane. Musieliśmy radzić sobie sami.

- Czy pana, jako dojrzałego mężczyznę, który wiele już w życiu widział, świat może jeszcze zadziwić?

- Świat zawsze zadziwia. My często jesteśmy zamknięci w swoim świecie. Bardzo często ludzie dojrzali mają właśnie to do siebie, że się zamykają w świecie swoim i nie dopuszczają niczego z zewnątrz. Mają jakąś stałą trasę: praca-dom-jakaś zaprzyjaźniona restauracja, i tyle. Krąg paru znajomych, swoje zamknięte poglądy, swój świat, swoje normy moralne i nie daj Boże, żeby ktoś nam przebił tę skorupę i wszedł do środka. Ale jeżeli ktoś jest otwarty, a ja jestem otwarty, to stara się poznawać inne kultury, innych ludzi, inne obyczaje, ponieważ to uczy nas bardzo dużo, uczy, że nasze nie musi być najlepsze, że nie koniecznie ten nasz świat, który mamy, jest najfajniejszy i musi obowiązywać, bo inni mają zupełnie inny świat i też uważają, że to właśnie on obowiązuje. Warto zobaczyć, jak żyją ludzie gdzie indziej.

Program Lepiej późno niż wcale

i

Autor: G. Piekarski/Polsat Znani emeryci w programie "Lepiej późno niż wcale"

- Przebyliście w sumie 30 tys. km. Odwiedziliście Japonię, Koreę i Indonezję. Jakie wrażenie zrobiła na panu Azja?

- Do dobrego jesteśmy już przyzwyczajeni. Mamy dobre sklepy, mamy dobre samochody, to się zmieniło. Gdyby ten wyjazd odbył się 30 lat czy 40 lat temu, to myślę, że miałbym oczy otwarte dookoła głowy i nie wierzyłbym, że można mieć takie hotele, takie sklepy i ten przepych, bo myśmy się głównie za tym wtedy oglądali. Teraz już na to nie zwracamy uwagi. Może to też sprawa mojego doświadczenia, ale ja już nie patrzę na kraj, który odwiedzam poprzez sklepy i poprzez to, co tam widzimy na półkach. Patrzę na całość i jak porównuję Polskę i Japonię, to jakiejś strasznej przepaści nie widzę. W wielu wypadkach widzę olbrzymią przepaść na naszą korzyść i myślę sobie: nie daj Boże, żebyśmy przejęli coś z tego co tam jest.

- Co konkretnie ma pan na myśli?

- Tą ciągłą pracowitość i taką izolację. Ludzie - zagonieni za pracą, za tym wszystkim, co powoduje ten szybki bardzo rozwój techniczny i gospodarczy - płaca za to straszną cenę. Ja bym nie chciał żyć w takim kraju, gdzie ludzie są w sumie może i pozornie bardzo grzeczni, wszyscy się kłaniają, ale z drugiej strony widać takie zagubienie, samotność, nieumiejętność nawiązywania kontaktów, różne dziwactwa, które nam są zupełnie obce. To jest pewna cena, którą się płaci za coś takiego. Słysząc te niesamowite opowieści o Daleki Wschodzie, wielu chciałoby, żeby coś takiego było i u nas. Już się kiedyś mówiło, że dobrze byłoby mieć w Polsce drugą Japonię, tylko nikt do końca nie wie jak ona wygląda. Dobrze, że tego nie mamy.

- Czego pana ta podóż nauczyła?

- O sobie to specjalnie dużo się nie dowiedziałem. Dowiedziałem się, że bardziej wytrzymały, niż sądziłem. Zauważyłem, że mogłem obśmiac różne złe sytuacje, wyjść z nich z uśmiechem i bezkonfliktowo dla siebie samego, ale przy okazji i dla innych.


Emisja w TV:
Lepiej późno niż wcale
piątek 21.35 Polsat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki