Karol Strasburger już kilka miesięcy temu podpisał kontrakt na pracę w sylwestrową noc. Nawet w najczarniejszych snach nie było mowy, że wcześniej może stracić żonę. Nie miał wyjścia, 31 grudnia pojawił się w hotelu Jawor. Jak zawsze był szalenie elegancki. I jak zawsze wspaniale przygotowany.
Ale nawet gdy opowiadał dowcipy, trudno było mu się uśmiechać. Na jego twarzy pojawiał się tylko lekki grymas. Ale to nikogo nie dziwiło. Przecież w grudniu zmarła jego ukochana żona Irena (67 l.). Przegrała walkę z rakiem szpiku kostnego. Mimo to prowadzący "Familiadę" z powierzonego zadania wywiązał się wspaniale. Goście znakomicie się bawili. W końcu pan Karol jest profesjonalistą.
Ale mimo to nie zawsze łatwo było mu zmyć smutek z twarzy. Dlatego aktora wsparł w prowadzeniu balu jego wieloletni przyjaciel, towarzysz od gry w tenisa, Marcin Daniec (57 l.). Strasburgera nawet kilka razy rozbawiły żarty kolegi. Ale o północy, gdy wszyscy zaczęli składać życzenia, pan Karol bardzo posmutniał... Stał się jakby nieobecny, a oczy zaszkliły mu się od łez.
Zobacz: Karol Strasburger na grobie ukochanej: Miłość nigdy nie umiera