- Od lat z moją żoną Ireną spędzamy wakacje na campingu. To prawdziwa frajda od momentu planowania podróży po sam wyjazd. I choć mamy z żoną ukochaną Chorwację, do której jeździmy co roku, to nie możemy oprzeć się przed zwiedzaniem kolejnych nowych zakątków świata - opowiada Karol Strasburger. Prowadzący "Familiadę" opowiada nam, dlaczego zorganizowane wczasy są według niego najprawdziwszym koszmarem oraz jak wyglądają wakacje marzeń.
- Podobno Polacy stają się coraz bardziej wygodni, czego dowodem jest coraz większe zainteresowanie ofertami biur podróży. Hotel pod palmami, basen z podświetlaną wodą, kolorowe drinki... To marzenie wielu. A pan, proszę, w samochód i w drogę! Chyba nie dlatego, że tak jest taniej?
- Oczywiście, że nie. Zresztą, forma opłacalności jest tu pojęciem bardzo względnym. Do takiego wypoczynku potrzebne są przecież różne sprzęty, akcesoria, a to kosztuje. Jeśli ktoś, tak jak ja, planuje przez wiele lat w ten sposób spędzać wakacje, to opłaca się więcej zainwestować, bo to się potem rzeczywiście zwraca. Jeśli natomiast ma to być wyjazd jedynie okazjonalny, to lepiej aż tak nie inwestować.
- Pan sam budował sobie wakacyjne pojazdy?
- Nie miałem wyjścia, bo kiedy zaczynałem w ten sposób podróżować, tego typu samochodów w Polsce nie można było kupić. Wymyśliłem więc sobie pojazd, który będzie domem, w którym będzie wszystko potrzebne do życia - łóżka, kuchenka, lodówka, tak, żeby wygodnie podróżować, nie korzystając z hoteli. Taki pojazd zbudowałem na podwoziu samochodu dostawczego. A potem były jeszcze inne.
- Nie prościej było kupić, kiedy już pojawiły się takie możliwości?
- Prościej, ale to nie byłoby to samo, bo bez takiej ogromnej satysfakcji. Przecież jak się zrobi coś samemu, to jest wielka radość.
- Dlaczego jest pan takim przeciwnikiem zorganizowanego, hotelowego wypoczynku?
- Z wielu powodów. My artyści na co dzień tyle najeździmy się grupowo, tyle namieszkamy w hotelach, że wakacje chciałoby się spędzać inaczej. Poza tym często jest tak, że reklama jest piękna, zapowiadane warunki cudowne, a na miejscu okazuje się, że hotelik podrzędny, do plaży daleko, a jedzenie podłe. Jednak przede wszystkim forma zorganizowanego odgórnie wypoczynku nie odpowiada mi dlatego, że wszystko jest już zaplanowane. Ja lubię samodzielnie podejmować decyzję, lubię podróżować po miejscach, które sam wybiorę.
- A co na to żona? Co prawda jeździcie państwo razem na te wyprawy, czy jednak to nie jest jakaś forma przymusu z pana strony? Czy tak eleganckiej kobiecie, jaką jest pańska żona, naprawdę odpowiada taki spartański wypoczynek?
- Irena czuje się w tym jak ryba w wodzie. Razem ze mną nurkuje, serfuje, jest bardzo spontaniczna we wszystkim, co robi. Jak trzeba, dzielimy się obowiązkami. Ja łowię ryby, skrobię, czyszczę, kroję, ona zajmuje się marynatami i przyprawami.
- A jak zdarzy się jakaś groźna niespodzianka, np. rekin, tornado, trzęsienie ziemi?
- Przeżyliśmy np. takie wichury, które niszczyły wszystko wokół. Było bardzo niebezpiecznie, nierzadko już żegnaliśmy się z życiem, ale jakoś wszystko udało się przetrwać. I to nas wzmocniło, uodporniło.
- Wygląda pan świetnie, ale przecież nie jest pan już młodzieniaszkiem. Czy taki aktywny wypoczynek nie jest już dla pana zbyt męczący?
- Ależ skądże! Zwykle wracamy w doskonałej formie i każdemu życzyłbym takiego właśnie czynnego, aktywnego urlopu.
- Ale nie każdego stać na taki samochód, jakim państwo podróżujecie...
- Samochód nie jest przecież konieczny do tego, by poruszać się na urlopie. Przecież wakacje można spędzać aktywnie, chodząc po górach z plecakiem.
- Dziękuję za rozmowę.
Karol Strasburger
Aktor filmowy oraz telewizyjny, prezenter, a także autor książki "Apetyt na życie". Znany m.in. z romantycznej roli Józefa Tolibowskiego w filmie "Noce i dnie" oraz trenera w serialu "Karino".
Aktor od ponad 16 lat prowadzi popularny teleturniej rodzinny "Familiada".
Prywatnie od wielu lat jest mężem Ireny Strasburger. Szczęśliwi małżonkowie nie posiadają dzieci.