- Jak trafił pan do "Familiady"? Wygrał pan casting?
- Myślę, że castingi odbywały się poza moimi plecami, że byli brani pod uwagę inni prowadzący. Ja dostałem jednoznaczną propozycję: czy godzę się, czy nie? Decyzja zależała ode mnie. Dałem odpowiedź "tak", ale była ona pełna wahań. Nie miałem takich doświadczeń. Musiałem nauczyć się nowego zawodu, nowej branży. Myślałem, że damy sobie trzy miesiące... Jednak właścicielami licencji byli Amerykanie i dla nich ważne było, że jeśli osoba zacznie, to musi być do końca.
- Była choć jedna osoba, która panu odradziła występ?
- Nie, takiej osoby nie było, choć wszyscy mówili, obym się nie wdał w coś, co obróci się przeciwko mnie... Nie było wtedy za dużo show-biznesowych programów. Był spiker, ale nie gospodarz programu. Pojawiły się problemy, np. jak zwracać się do ludzi. Per pan czy na ty? Miałem taki zwyczaj, że obejmowałem uczestników przy finale za ramię, co przejęte zostało z amerykańskiej "Familiady" i to spotkało się z negatywnym odbiorem. Pytano: dlaczego się spoufalam?
- Zapamiętał pan szczególnie jakiś zespół, rodzinę, wydarzenie?
- Siostry z Opola. Wygrywały wielokrotnie. Po trzech wygranych mieliśmy teleturniej mistrzów, który też wygrały i w nagrodę dostały mieszkanie w Warszawie. "Familiada" zmieniła ich życie, stały się rozpoznawalne. Był czarnoskóry zawodnik, prawnik. Był morsem, co było dla mnie dziwne, żeby człowiek z Afryki lubił kąpać się w wodzie o temperaturze bliskiej zeru. Jego żona opowiadała, że gdy pojechali do Zakopanego i zaproponowała, że pójdą na spacer, on nie mógł zrozumieć, że można chodzić, żeby tylko chodzić. U nich w Afryce jak szło się, to po coś, po zakupy, na pole, do sąsiada.
- Wiele mówi się o pana kawałach, tzw. sucharach. Skąd pan je bierze?
- Żarty to pomysł mój i kolegów z kabaretu... Jest trochę związanych z tym kłopotów, ludzie czasami ich nie rozumieją, ale to już nie ma znaczenia. Czasami usłyszę jakąś historyjkę i przerobię albo znajomi kawały mi podrzucą.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Karol Strasburger: Bez żony nie mam co jechać na wakacje