Marcin osobiście udał się na rynek pod Halą Mirowską w Warszawie. Wypatrzył piękny 1,5-kilogramowy okaz. Wyciągnął z kieszeni 10 zł, zapłacił i zabrał zdobycz do domu.
Tam jednak pojawił się problem. Bokser - choć niejednego przeciwnika zwalił z nóg, - nie był w stanie skrzywdzić ryby. Poprosił kolegę, by tasakiem ogłuszył zwierzę.
- Ja tego karpia nie zabiłem! - broni się Marcin. - Jedynie zleciłem jego zabójstwo - podkreśla w rozmowie z nami. Kiedy ryba leżała już nieruchomo, bokser drżącą ręką zakrył szmatką oczy swojej ofiary i dopiero wtedy odciął jej głowę. A potem sprawnie wypatroszył.
- Przyrządzenie takiego karpia nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. To istna rzeź, wszędzie krew i wnętrzności - mówi przerażony bokser. - Za to potem świetnie smakuje.
Wyczyszczoną i umytą rybę Marcin posolił, popieprzył, otoczył w jajku i mące z bułką tartą, aż wreszcie usmażył na rozgrzanej patelni z olejem.
- Smakuje znakomicie - Marcin był z siebie dumny.
Za drugim razem, w Wigilię, wyjdzie jeszcze lepiej.
Zobacz, jak Marcin Najman radzi sobie z karpiem