- W tym roku serial „M jak miłość” kończy 18 lat. Jaki to był dla was czas?
Katarzyna Cichopek: - Z jednej strony jest to bardzo miłe uczucie, ale z drugiej strony surrealistyczne wydaje się to, że minęło już 18 lat, jak jeden dzień. Miałam 17 lat, kiedy dołączyłam do serialu. Zdawałam maturę, później chodziłam na studia, wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. To był dla mnie taki bardzo intensywny czas, więc być może dlatego tak szybko mi te lata zleciały.
Marcin Mroczek: - Myślę, że w Polsce nie ma drugiego takiego serialu, jak „M jak miłość”, który przez tyle lat rozkochiwał w sobie tylu Polaków. Kiedy zaczynałem grę w tym serialu, to miała być przygoda na chwilę, a okazało się, że to przygoda na połowę mojego życia. Miałem dokładnie 18 lat, kiedy zaczynałem przygodę z serialem, dzisiaj mija 18 lat od kiedy w nim gram. To jest połowa mojego życia. Kiedy zaczynałem, byłem jeszcze licealistą. Teraz już jestem mężem, ojcem dwójki dzieci. To niesamowite, że przez te 18 lat udało nam się przy sobie utrzymać olbrzymią widownię. Chciałem w tym momencie podziękować wszystkim widzom.
- Czy wchodząc po raz pierwszy na plan w 2000 r. sądziliście, że to może potrwać do dziś?
Katarzyna Cichopek: - Nie, absolutnie. Ja miałam zagrać koleżanką Piotra Zduńskiego z ławki, to wszystko. Jedna scena. Jednak widzowie polubili naszą parę i, pisząc listy, podsunęli scenarzystom pomysł, żeby nas połączyć i stworzyć taką naszą romantyczną historię.
- Jak wyglądał pana pierwszy dzień na planie. Jak wyglądały początki?
Marcin Mroczek: - Pamiętam go dosyć dobrze. Myślę, że każdy pierwszy dzień i każde pierwsze doświadczenie jest trudne i stresujące, ale mieliśmy wtedy wparcie wszystkich aktorów i jakoś przebrnęliśmy przez nasz pierwszy dzień. To był dzień przyjęcia rodzinnego, więc prawie wszyscy byli na planie. Mogliśmy poznać się z tym, z którymi przyszło nam pracować przez następne lata.
- Kto pana wówczas, jako młodego chłopaka, wprowadzał w meandry pracy na planie serialu?
Marcin Mroczek: - Życie i koledzy z planu, a przede wszystkim nasi filmowi rodzice – Cezary Morawski i grająca naszą mamę Małgosia Pieńkowska. To dzięki nim wiele się uczyliśmy i to oni dawali nam pierwsze rady, wspierali nas i jakby otwierali. Wiadomo, że nie mieliśmy doświadczenia, więc potrzebowaliśmy ich rad i wsparcia i oni nam tych rad zawsze byli gotowi udzielić.
Katarzyna Cichopek: Ja uczyłam się aktorstwa u państwa Machulskich przy Teatrze Ochota. To im, a właściwie pani Halinie zawdzięczam rolę w „M jak miłość”, bo to ona mnie zgłosiła na casting do serialu i wręcz kazała mi na niego iść.
- Które momenty w ciąg tych 18 lat pracy w serialu wspominacie państwo najlepiej?
Katarzyna Cichopek: - Dla mnie szalenie ciekawym wątkiem, w którym grałam, był ten, kiedy Kinga straciła wzrok. To było prawie na samym początku serialu. Fajne towarzystwo i równie interesujący wątek był na ul. Łowickiej, czyli tam, gdzie mieszkaliśmy po studencku w jednym mieszkaniu z młodzieżą. To były super sceny, świetna energia, to był fantastyczny czas. Teraz jesteśmy w serialu na zupełnie innym etapie, są dzieci, a praca z nimi jest zupełnie inna. Ciężko jest wybrać ten najlepszy. Każdy wiek ma swoje prawa.
- A jeśli chodzi o pracę na planie?
Katarzyna Cichopek: - Nasze prywatne sukcesy. To, jak stawałyśmy się mami, rodziłyśmy dzieci.
- Czy świętowaliście takie wydarzenia wspólnie?
Katarzyna Cichopek: - Tak, oczywiście. I nie tylko te dotyczące nas, ale też członków ekipy: jak ktoś wychodził za mąż, żenił się, jak pojawiały się na świecie dzieciaki. Mieliśmy swoje lepsze i gorsze dni. Cały czas jesteśmy wszyscy razem, dzielimy się emocjami od tylu lat.
- Co czeka małżeństwo Zduńskich w nowych odcinkach?
Katarzyna Cichopek: - Póki co Kinga jest w zaawansowanej ciąży. Będzie jakoś musiała doczekać do rozwiązania, a jak wiemy spodziewa się bliźniąt, więc myślę, że bliźniaki, że dadzą czadu – zarówno nam prywatnie, jak i zawodowo!
Marcin Mroczek: - W domu Zduńskich na Deszczowej będzie gorąco!
- Gorąco zrobi się także między Piotrem i Pawłem za sprawą konfliktu między nimi...
Marcin Mroczek: - Jak to z bliźniakami. Oni ciągle się w jakiś sposób ścierają. Taki już jest urok bliźniaków, że ich życie przeplata się non stop. Nie są w stanie uciąć tej pępowiny między sobą, dlatego często dochodzi do konfliktów i tak jest też w serialu. Jest to bardzo prawdziwie pokazane.
- Dobrze pan wie, jak wyglądają relacje między bliźniakami. Jak się pracuje z bratem bliźniakiem przez tyle lat na jednym planie? Czy zdarzają się kryzysy?
Marcin Mroczek: - Najczęściej spotykam się na planie z moją serialową żoną i dziećmi oraz ze wspólnikami w kancelarii. Z bratem spotykam się już coraz rzadziej, ale muszę powiedzieć, że teraz jest to jeden z bardziej wymagających partnerów na planie. Wynika to z tego, że mamy w stosunku do siebie duże wymagania i potrafimy powiedzieć to sobie prosto w oczy, a to zawsze trzeba umieć przyjąć, umieć z takim partnerem pracować. Więc z bratem jest zawsze zabawnie na planie, ale to chyba on tak naprawdę potrafi mnie dzisiaj najbardziej zmobilizować do pracy, a myślę, że ja jego.