"Super Express": Jak to się stało, że trafiła Pani do serialu "Korona królów". Odbył się casting? Czy może jednak od razu padła propozycja od producentów, by zagrała pani postać Elżbiety?
Katarzyna Czapla: Do serialu trafiłam z castingu. To był długi proces i wiem, że była bardzo duża konkurencja, tym bardziej cieszę się, że to ja zostałam wybrana do roli Elżbiety.
Gra Pani jedną z głównych ról. Odczuwa Pani większą presję z tego powodu?
Lubię wyzwania i cieszy mnie to, że mam możliwość zagrania głównej roli, w dodatku tak fascynującej postaci jak Elżbieta. Presja to nieodłączny element zawodu aktora, dlatego trzeba nauczyć się z nią żyć, inaczej paraliżowała by nas w pracy. Ja staram się o tym nie myśleć i skupiam się na tym, żeby jak najlepiej poznać historię Elżbiety, wczuć się w jej emocje, zrozumieć motywacje jakie nią kierowały i sprawić, żeby współczesne kobiety mogły się z nią zidentyfikować.
Jak ocenia Pani postać Elżbiety z perspektywy aktorki - to ciekawa rola do zagrania?
Elżbieta to bardzo ciekawe wyzwanie aktorskie. Zwłaszcza że zależy mi, żeby wybierać role kobiet z charakterem, które nie są jedynie dodatkiem do akcji. Przygotowując się do roli przeczytałam wszystkie książki biograficzne na jej temat i ciągle nie mogę się nadziwić, że tak mało wiemy o tej królowej. Tym bardziej, że była ona jedną z najbardziej wpływowych osób w średniowiecznej Europie i wszyscy liczyli się z jej zdaniem. Często mówi się, że za każdym wielkim mężczyzną stoi kobieta. W przypadku Kazimierza Wielkiego, była to z pewnością jego siostra, Elżbieta, bez jej wsparcia nie osiągnąłby on tak wiele. W czasach, w którym pozycja kobiety była przeważnie uzależniona od męża, ona rządziła na równi z mężczyznami.
Mało osób wie, że to jej przypisuje się wynalezienie w Europie perfum- „wody królowej Węgier”. Podróżowała też po całej Europie realizując misje polityczne, dziś byśmy powiedzieli, że była średniowieczną trendsetterką – ikoną stylu, która ze swoich podróży przywoziła najnowsze trendy. Była to kobieta wielu talentów, wyrastająca ponad swoje czasy, która dziś może być inspiracją dla współczesnych kobiet.
Na koniec to były to czasy, w których kobiety nie miały łatwego życia i targały nimi olbrzymie emocje. Jednocześnie królowa nie mogła sobie pozwolić na utratę panowania nad sobą, musiała stawiać dobro korony ponad swoimi odczuciami. Płakać mogła tylko w samotności. Możliwość zagarnia tego złożonego świata jest bardzo wciągająca.
Po emisji pierwszych odcinków, serial spotkał się z krytyką. Pamięta pani swoją reakcję na niepochlebne recenzje?
W czasie emisji pierwszych odcinków „Korony” przebywałam w Australii, dlatego nie żyłam za bardzo emocjami towarzyszącymi premierze. Mówiąc w skrócie udzieliło mi się australijskie podejście „no worries”. Cieszę się, że moja rola została bardzo dobrze odebrana przez widzów i wzbudzała tyle emocji. W swoja pracę wkładam całe serce i nie chcę skupiać się na sprawach, na które i tak nie mam później wpływu.
Czyli nigdy nie pojawiły się myśli, by zrezygnować z tego projektu?
Nie, nie miałam takich myśli, bo za bardzo lubię Elżbietę, żeby się z nią rozstawać.
Co ciekawe, mimo krytyki słupki oglądalności wędrowały w górę. Jak pani myśli - dlaczego widzowie tak chętnie wybierają właśnie ten serial?
Z czasem serial doczekał się wiernych widzów. Codziennie jest to około dwa i pół miliona ludzi, co jest niewątpliwie wielkim sukcesem. Myślę, że popularność „Korony” jak i innych seriali kostiumowych wynika z tego, że pozwalają się przenieść widzowi w świat bardzo odległy od życia codziennego. Dzięki temu zapomina się o problemach. Ludzie są też ciekawi bohaterów, których znają z lekcji historii. W serialu widzą nie tylko daty ważnych wydarzeń, ale też ludzi z krwi i kości, z których emocjami można się utożsamiać.
Niedawno ruszyły zdjęcia do drugiego sezonu. Co czeka pani bohaterkę?
Elżbieta w drugim sezonie jest o wiele dojrzalszą emocjonalnie kobietą. Musi walczyć o pozycje swoją i swoich dzieci. Ciężar władzy jest teraz wyjątkowo trudny do uniesienia. Będziemy też świadkami wielkiej tragedii w jej rodzinie. Z drugiej strony jest to fascynujący czas, kiedy Elżbieta staje się absolutnie jedną z najbardziej potężnych i wpływowych osób w Europie.
W drugim sezonie zmieniła się część obsady. Czy pojawił się pomysł, by zastąpić panią starszą aktorką?
Elżbieta w drugiej serii jest w bardzo zbliżonym wieku do mnie wiec nie było na razie takiej potrzeby.
Odchodząc na chwilę od "Korony królów" - jak to się stało, że została pani aktorką?
Od dziecka byłam duszą artystyczną, już w przedszkolu grałam we wszystkich szkolnych przedstawieniach. Wcielałam się w wiele postaci i już wtedy wiedziałam, że chcę zostać aktorką. Zdarzyło mi się wtedy nawet zagrać królową! Była to rola królowej śniegu, miałam nawet specjalnie zrobioną przez panie przedszkolanki koronę z i byłam w siódmym niebie. Ciągnęło mnie też do zajęć artystycznych; chodziłam na lekcje tańca towarzyskiego, przez wiele lat grałam na gitarze. W domu tworzyłam nawet z bratem teatr, w którym występowały nasze pluszowe misie. Z wiekiem te zainteresowania się rozwijały i wybranie studiów aktorskich było tego naturalną kontynuacją.
W swojej filmografii ma pani kilka filmów w reżyserii Patryka Vegi. Czy zobaczymy też panią w kolejnych jego produkcjach? Czy jednak po angażu w "Koronie królów" zdecydowała się pani zawiesić współpracę?
Tak, zagrałam w trzech filmach Patryka i mam nadzieje, że to dopiero początek naszej współpracy. Patryk to jeden z najodważniejszych reżyserów w Polsce jeżeli chodzi o nieszablonowe obsadzanie aktorów. Tak było też w moim przypadku, kiedy dostałam propozycje zagrania Andzi w „Pitbullu. Nowe porządki”. Uciszyłam się, że mogę zagrać rolę dziewczyny, która prowadzi budkę z kebabem, chodzi w różu i cekinach a oprócz tego jest twardą babką wmieszaną w ciemne interesy. Wiele osób na początku nie rozpoznawało mnie w roli Andzi, nie mogli uwierzyć, że to ja. To dla aktorki wielki komplement i olbrzymia frajda.
Nie wszyscy wiedzą, że poza aktorstwem działa Pani w Fundacji HI ART! Czym się ona zajmuje?
Jest to fundacja o profilu artystycznym. Największym sukcesem HI ART-u! jest produkcja spektaklu „Rodzina”, który był w finale prestiżowego konkursu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To było wielkie wyróżnienie, bo konkurowaliśmy z najbardziej cenionymi teatrami publicznymi w Polsce, a jednak udało nam się przebić.
Założyliśmy fundację z potrzeby niezależności i robienia projektów, które nas kręcą. Teraz już poza fundacją pracuję ze znajomymi nad scenariuszem serialu, który wkrótce ujrzy światło dzienne. W ogóle poza aktorstwem jestem osobą aktywną, dla której doba jest stanowczo za krótka. Staram się czerpać z życia garściami i każdą wolną chwilę chcę maksymalnie wykorzystać na realizację swoich pasji. Uwielbiam egzotyczne wyprawy z plecakiem, gram w piłkę nożną, trenuję spoty walki, a ostatnio na Cyprze szalałam na quadach i stawiałam pierwsze kroki w drifcie.
Na koniec chciałbym, by zabrała pani głos w toczącej się od lat dyskusji: czy aktorzy powinni grać w serialach? Czy może jednak teatr powinien być ich głównym miejscem pracy.
Myślę, że rynek się zmienia i aktorzy raczej wybierają temat do grania, który ich interesuje nie zawsze patrząc jaka to jest forma. Każdy aktor powinien wiec wybierać to co mu przynosi satysfakcję. Ja mam na w moim koncie sporo ciekawych ról teatralnych i zdecydowanie uważam, że kontakt z żywym widzem to niezastąpione uczucie. Przed kamerą można zrobić coś genialnie raz, a w teatrze trzeba to powtarzać nawet co wieczór i to, że aktor za każdy razem jest tak samo dobry jest miarą profesjonalizmu. Myślę, że z tego też powodu nawet wielkie gwiazdy Hollywood przykładają wagę do swoich teatralnych występów, jest to forma potwierdzenia swojej klasy.