Mało kto wyobraża sobie telewizję w Polsce bez Katarzyny Dowbor. Prezenterka obecnie znana jest głównie z anteny Polsatu. Wcześniej przez prawie 30 lat była związana z TVP i pracowała tam na etat. Dzięki temu dzisiaj gwiazda nie musi się martwić o wysokość swojej emerytury. Oczywiście wiadomo, że nie żyje ona wyłącznie ze składek. Jej program "Nasz nowy dom" na Polsacie bije rekordy oglądalności, a Dowbor wciąż cieszy się ogromną sympatią widzów.
Wiele gwiazd żali się, że ich emerytury są bardzo niskie. Kasia jednak należy do tych szczęśliwców, którzy przez lata pracowali na etacie.
- Moja emerytura to nie są grosze. Jestem zadowolona. Pracowałam na etacie przez 30 lat w państwowej firmie, odkładałam składki i mam emeryturę. Nie jest ona może jakaś bardzo wysoka, ale też nie jest bardzo niska. Nie narzekam. Gdy dostałam pierwszą emeryturę, przeżyłam szok - to było jak z pierwszą pensją. Przełomowym momentem był jednak ten, kiedy dostałam kartę emeryta. Dzięki temu mogę za darmo jeździć tramwajem i autobusem - wyznała w rozmowie z Pomponikiem.
Jednocześnie ujawniła, że razem ze swoim bratem pomagają finansowo mamie, która mimo wielu lat ciężkiej pracy, nie może cieszyć się z przyzwoitej emerytury.
- Pomagam mamie, bo ma bardzo niską emeryturę, taką najniższą krajową, mimo dwóch fakultetów. Z bratem ją wspieramy, pomagamy, chcemy, żeby dobrze żyła - dodaje prezenterka.
Dowbor, mimo że nie musi się martwić o to, czy starczy jej do pierwszego, rozumie sytuację swoich bohaterów z show "Nasz nowy dom". Nie zawsze mieszkała w luksusach tak, jak obecnie.
- W programie "Nasz nowy dom" spotykam się z osobami w kłopotach. Sama nigdy nie mieszkałam bez łazienki, ale wychowałam się w małym 48-metrowym mieszkaniu, gdzie żyły cztery osoby. Mój tata był naukowcem, więc nie przelewało się, nie było pieniędzy na wszystko. Nie mieliśmy samochodu, telewizora przez wiele lat, ale byliśmy szczęśliwi - wspomina.