- Wybiegłam z domu w koszuli nocnej - opowiada "Super Expressowi" kompozytorka. - To był taki stres, że przez trzy tygodnie nie mogłam wstać z łóżka - dodaje. Na szczęście ten koszmar ma już za sobą.
Z pomocą ruszyli artyści, fani i nasi Czytelnicy. Maryla Rodowicz, dla której Katarzyna Gaertner tworzyła największe przeboje ("Małgośka"), wysłała ubrania i rzeczy codziennego użytku. Paczkę przysłała też Halina Frąckowiak. Wójt kupił materac do spania.
- Ludzie przesyłali pieniądze z całego świata - mówi pani Kasia - Jedna pani przysłała 20 złotych i przepraszała, że tylko tyle, bo jest na rencie. To było wzruszające - dodaje z łezką w oku.
Pomoc zaoferował też Marek Rojek zajmujący się renowacją zabytków architektury drewnianej. Starą chatę, która kiedyś służyła za składzik, przerobił na pomieszczenia studyjne.
- To moje nowe miejsce pracy - tłumaczy Gaertner. - Mam ogromny power. Przez ostatnie miesiące nie miałam gdzie komponować, a z pożaru ocalał stół z papierem nutowym i fortepian. To był dla mnie znak, że moje życie twórcze zaczyna się od nowa. Bo przecież efekty mojej pracy z ostatnich lat spłonęły wraz z partyturami.
- Na emeryturę się nie wybieram - zapowiada.
Pożar wybuchł 27 stycznia tuż przed godz. 22. Straż pożarna przyjechała w ciągu 20 minut. Jednak z powodu silnego mrozu pozamarzały hydranty, trzeba było wyrąbywać przeręble w pobliskim stawie i rzece Drzewiczce, nad którą stoi dom. Z powodu trudnych warunków akcja gaśnicza trwała do godz. 11 następnego dnia. A po dwóch dniach ogień pojawił się na nowo i trzeba było go dogaszać. Nic nie dało się uratować z pożaru. Nawet ślubnych obrączek.