Katarzyna Grochola w rozmowie z tygodnikiem "Show" przyznała, że wierzy w Boga i wierzy w duszę. W przeszłości pracowała w szpitalu jako salowa. Jak sama wyznała "uczestniczyłam w śmierci 46 osób". Pisarka nie uważa się jednak za osobę uduchowioną. Przyznaje, że chodzi do kościoła, ale czasem musi się do tego zmuszać: "Po prostu do kościoła się chodzi. I ja się do tego zmuszam, nawet jeśli mi to nie na rękę". Co robi, jak już znajdzie się w świątyni? Grochola jest świetnym obserwatorem. Nic więc dziwnego, że bacznie śledzi wszystko to, co aktualnie dzieje się w kościele. W rozmowie z "Show" odniosła się do sprawy listu biskupów, którzy prosili rząd, żeby zaostrzył ustawę antyaborcyjną i karał ludzi.
- I feministki opuszczały kościół, zrobił się z tego wielki performance. Ten list nie był odczytywany we wszystkich kościołach, dlatego zadzwoniłam do mojego księdza, żeby zapytać o tę całą aferę. Powiedział mi, że to nie był list biskupów w sensie prawnym, tylko list trzech biskupów. A w stanowisku biskupów w tej sprawie, które zostało opublikowane w internecie, jest wyraźnie napisane, że Kościół zawsze występował w obronie życia poczętego, natomiast sprawę aborcji zostawia sumieniu człowieka, a nie władzy państwowej. I o tym już się nie mówi - wyjaśnia pisarka.
ZOBACZ: Paulina Młynarska do Marka Migalskiego: "Puknij się Pan"