Pomysł, co chcę robić w życiu, zaświtał w mojej głowie tuż przed egzaminami do szkoły średniej. Po cichu postanowiłam zdawać do liceum plastycznego na Smoczej w Warszawie. To było wyzwanie. Egzaminy z różnych technik plastycznych, testy na inteligencję i tylko 22 miejsca. Miałam nadzieję, że mi się uda i udało się. Ogłoszenie wyników było tego dnia, gdy w 1987 r. do Warszawy przyjechał Jan Paweł II. Moi rodzice wybierali się na mszę, a ja powiedziałam im, żeby przy okazji podjechali na Smoczą i zerknęli na listę przyjętych. W ten sposób dowiedzieli się, że ich córka dostała się do elitarnej szkoły.
Czasy liceum to były fantastyczne lata w moim życiu. Wspominam je milej niż studia. To ta szkoła zdejmowała ze mnie powoli łuski grzecznej Kasi, otwierała mnie na świat, uczyła, dlaczego warto walczyć o indywidualność i szanować inność...
Przeczytaj koniecznie: Katarzyna Pakosińska - historia życia: Za karę całowałam się z chłopakami
Po liceum chciałam zdawać na grafikę na ASP, chciałam zostać ilustratorką książek dla dzieci. Moje życie potoczyło się jednak zupełnie inaczej.
W czasach licealnych pisałam sztuki, przygotowywałam szkolne przedstawienia. Ktoś z profesorów nieopatrznie powiedział mi, że gdy stoję na scenie, to mnie widać. Nie pamiętam już skąd, ale dostałam kontakt do Krystyny i Romana Kłosowskich. Obydwoje stwierdzili, że mam w sobie coś i postanowili przygotować mnie do egzaminów do szkoły teatralnej w Warszawie. Nie dostałam się, ale wypatrzył mnie tam Wojciech Siemion. Podobno już wtedy po cichu powiedział, że znalazł aktorkę do głównej roli Manon Lescaux w swoim spektaklu. Tak trafiłam do Starej Prochowni, gdzie grałam m.in. z Andrzejem Chyrą, Robertem Rozmusem.
Po raz drugi zdawałam egzaminy do szkoły filmowej w Łodzi. Egzaminy przeszłam, ale byłam pod kreską. Uniosłam się dumą i stwierdziłam, że wybiorę się na inne studia. Złożyłam więc dokumenty na polonistykę. Tutaj też byłam pod kreską, ale postanowiłam tym razem nie odpuścić. Zgłosiłam się do dziekana, dra Andrzeja Guzka, i powiedziałam mu, że "jestem bardzo zdolna i w ogóle rozruszam ten wydział!". Popatrzył na mnie z uśmiechem i powiedział, że coś wymyśli dla takiego postrzeleńca. I wymyślił. Zatrudnił mnie w charakterze... woźnej. Miałam legitymację i jako pracownik uniwersytecki mogłam uczestniczyć w zajęciach. W ten sposób zaliczyłam pierwszy rok. Było mi strasznie ciężko, wylałam niejedną łzę, ale osiągnęłam swój cel.