Kilkanaście lat temu Kayah usłyszała od lekarzy, że może mieć białaczkę i niedługo umrzeć. Ta wiadomość nią wstrząsnęła.
- Podejrzewano u mnie ten typ choroby, który nie nadaje się do przeszczepu. To było 13 lat temu, Roch już chodził do szkoły. Tak bardzo cierpiałam, że nie mogłam patrzeć na kwiaty w doniczkach, bo myślałam: dlaczego one rosną, rozkwitają, a ja mam umrzeć? - opowiedziała Kayah w "Urodzie życia".
Badania potwierdzały, że jest naprawdę źle.
- Zrobiono mi specjalistyczne badania. Wczesne wyniki nie dawały nadziei. Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała metod niekonwencjonalnych. Ktoś namówił mnie na kontakt z szeptuchą, ktoś inny zawiózł do Senegalu, do szamana… Nie umiem powiedzieć, co się stało. W każdym razie nie umarłam. Po kilku miesiącach wyniki krwi się poprawiły - wspomina Kayah z wielką ulgą.