Kazimiera Utrata-Lusztig: W czasie wojny grałam stracha na wróble

2010-03-15 1:15

Jako pani Stasia z "Klanu" gości w naszych domach od lat. Ale pamiętamy ją też z "Monidła" czy komedii "Kochaj albo rzuć". O trudnym dzieciństwie i chorobie wywołanej przez wojnę opowiada "Super Expressowi" Kazimiera Utrata-Lusztig (78 l.).

Moje dzieciństwo przypada na trudne czasy okupacji. Spędziłam je w Warszawie i w Cieciszewie niedaleko Konstancina, gdzie dziadkowie mieli dom. Pamiętam, w ogrodzie był kopiec przerobiony na bunkier. Kiedy nadlatywał samolot, zbiegały się tam ciotki, kuzynki... W tym bunkrze opowiadano dzieciom mrożące krew w żyłach historie o Niemcach.

Patrz też: Wiesław Ochman: Wykradałem jedzenie ze szkolnej stołówki

Ale ja się ich nie bałam. Stało się jednak coś, czego nie zapomnę do końca życia. Pewnego dnia taki Niemiec - żandarm w szarym mundurze - zjawił się w naszym domu. Zobaczył mojego ojca i jego radio ze słuchawkami. Na szczęście tylko powyrywał bagnetem wszystkie kable. I na szczęście darował życie naszej rodzinie.

Pamiętam, że byłam bardzo wrażliwym dzieckiem - przeżywałam to, co wokół się działo. Pewnie dlatego poważnie zachorowałam. Pewnego dnia bawiłyśmy się z siostrą w damy. Na szyi zawiesiłyśmy łańcuszki od torebki, które miały udawać korale. Z papieru natomiast zrobiłyśmy długie papierosy. I nagle coś zsunęło mi się po plecach. Zaczęłam krzyczeć!

Przybiegł tato, zapytał: "Co się dzieje?!". Długo trwało, zanim ja wydusiłam, że mam liszkę na plecach. Było to dla mnie tak traumatyczne przeżycie, że potem ciągle wydawało mi się, że coś obślizgłego chodzi po moim ciele. Przez rok brałam nawet lekarstwa na uspokojenie. Myślę, że te przeżycia wojenne wywołały u mnie poważną chorobę nerwową.

Czytaj dalej >>>


Nie chcę jednak, by ktoś odniósł wrażenie, że miałam okropnie smutne dzieciństwo, bo to nieprawda. Miałam ciepły, przyjazny dom, a jako najmłodsza w rodzinie byłam bardzo chroniona. Mama dbała, abym nigdy nie była głodna.

Pamiętam też, że już wtedy miałam zdolności aktorskie, ba, nawet aktorstwem "zarabiałam" na życie. Było to w Cieciszewie i miałam wtedy kilka lat. Występowałam przebrana za stracha na wróble. Miałam wielką głowę z prześcieradła wypchanego sitem i zbyt małą marynareczkę. I tańczyłam kazaczoka. Ile było śmiechu we wsi! Ile braw dostałam! No i uzbierałam koszyk jabłek i śliwek...

Patrz też: Radzieccy żołnierze płakali na moim koncercie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki