Mówi o miłości, zdradzie, dzieciach, śmierci ojca, o tym, jak trudno rozpocząć nowe życie. To prawdziwa Kinga, która obnaża się w szczerej, czasem trudnej rozmowie z Małgorzatą Ohme, psychologiem rozwojowym, psychoterapeutą dziecięcym i rodzinnym.
Tylko w "Super Expressie" fragmenty "Co z tym życiem?". Od dzisiaj przez dziesięć kolejnych wydań prezentować będziemy wybrane części trudnej, ale budującej rozmowy o życiu.
Przeczytaj koniecznie: Kinga Rusin rozbierze się dla Playboya za milion dolarów
Fragment książki:
MAŁGOSIA: - Przypomina mi się historia sprzed kilku miesięcy. Była u mnie kobieta, lekarz, dobrze po czterdziestce, z malutkim dzieckiem, sama. Bardzo piękna brunetka o błękitnych oczach. Wzruszyła mnie do głębi jej opowieść. Niby klasyka, a jednak w jej ustach zabrzmiała tak przejmująco. Opowiadała mi, jak żyła w toksycznym związku. Ten związek od dawna jej nie satysfakcjonował, ale zdjęła różowe okulary dopiero, gdy zaszła w ciążę. Jednocześnie okazało się, że ma raka. Pan nie uniósł ani ciąży, ani raka. Więc została sama. A ponieważ jest ginekologiem, doskonale rozumie, w jakim zagrożeniu żyje. Ma szanse pół na pół i malutkie bezbronne dziecko. I wtedy powiedziała mi, że ta choroba była dla niej wyzwoleniem. Że kilkanaście lat czekała, aż coś zewnętrznego uwolni ją z tej relacji. Była tak silna w tym wszystkim, tak odważna, świadoma. Próbowałam podejść ją od różnych stron, znaleźć słaby punkt, odkryć, ale ona była naprawdę... wolna.
KINGA: - To drastyczny przykład... Chociaż faktycznie czasami dopiero bardzo mocne doświadczenie, coś naprawdę wstrząsającego jest jedynym sposobem, żeby otrząsnąć się z letargu i wyzwolić. Zobacz, ile kobiet dopiero po rozwodzie widzi jasno, że żyło w toksycznej relacji. I ile z nich przyznaje, że od bardzo dawna chciało się z tej relacji wyzwolić, uciec, tylko bało się podjąć taką decyzję, bało się konsekwencji, obniżenia stopy życiowej, ostracyzmu towarzyskiego i pustki w domu. Później okazuje się, że kobieta, chociaż sama, nieźle sobie radzi, bryluje towarzysko, rozwija się i ma życie nieporównywalnie ciekawsze i lepsze niż to w "uświęconym", choć nie do końca udanym związku. A dodajmy jeszcze, że najczęściej przyczyną rozwodu jest nie brak zrozumienia wzajemnych potrzeb, tylko zdrada. W większości przypadków cały czas męża, a nie żony, która tymczasem zdążyła się już przyzwyczaić do swojego niezbyt szczęśliwego stanu, a nawet uważa go za absolutnie normalny...