Na antypodach Burski może spędzić nawet rok! Czy wróci? Nie wiadomo. Uważni fani "Na dobre i na złe" pewnie już od dawna się zastanawiają, dlaczego ich przystojny bohater nie gra w rozbudowanych wątkach. Jego postać staje się wręcz drugoplanowa.
Przeczytaj koniecznie: Żmijewski - oto facet idealny (GALERIA!)
Dzieje się tak przez... serial. Artur Żmijewski pracuje bowiem także przy innej produkcji TVP - "Ojcu Mateuszu". Idol wielu Polek kreuje tam główną, tytułową rolę - śmiga na rowerze w sutannie uliczkami Sandomierza i rozwiązuje frapujące zagadki kryminalne.
A że ojca Mateusza w telewizji będzie więcej, także w przyszłym roku, to doktor Burski musiał zniknąć. Żmijewski jest przecież tylko jeden i nie dałby rady pracować intensywnie przy obu tak wielkich produkcjach naraz. Dlatego musiał podjąć męską decyzję i wybrać: albo lekarz, albo ksiądz. Wybrał tego drugiego...
- I tak już wiosną miał kłopoty z dopasowaniem grafika. W "Ojcu Mateuszu" tylko podczas jednej serii spędzi na planie jakieś 40 dni. Przy takim obłożeniu pracą, głównie w terenie, trudno jest sobie wyobrazić, aby pogodził dwa seriale - tłumaczą nam ludzie związani z produkcjami TVP.
Jednak na tym trudnym wyborze pan Artur na pewno nie straci.
Patrz też: Artur Żmijewski haruje za 300 tys. zł miesięcznie
Z bardzo ostrożnych szacunków wynika, że dzięki pracy nad dwoma sezonami serialu o księdzu detektywie zarobi pół miliona złotych!
- Ale jest tego wart - twierdzą na planie "Ojca Mateusza.