Jan Klata, dramaturg i reżyser teatralny, negatywnie ocenia zmiany, jakich dokonał w sferze kultury i oświaty Piotr Gliński. Klata uważa, że to długotrwały "proces gnilny", a nie tylko tymczasowy kryzys:
- Żal patrzeć jak to wszystko gnije. Ja nie mam problemu z tym, że suweren zdecydował, że chce mieć teraz bardziej konserwatywnego ministra kultury, który będzie miał nową wizję. Tylko tu nie ma żadnej wizji. To jest ciągły proces gnilny – komentuje w "Newsweeku".
Dostało się zresztą nie tylko Glińskiemu, bo Klata surowo ocenił także artystów chętnie współpracujących z ministrem i prezesem Jarosławem Kaczyńskim: - Wszyscy ci, którzy bez prezesa sobie nie radzili, teraz mają swoją szansę – powiedział.
Idąc tym tropem, Klata stwierdził, że Jan Pietrzak nigdy nie będzie bardem o formacie Boba Dylana, a Bronisław Wildstein nie zostanie nagle Olgą Tokarczuk:
- Pytanie, czy naszemu naczelnikowi w ogóle zależy na jakichś elitach. Raczej na ludziach posłusznych, którzy rozumieją, że mają u władzy dług, i których da się w razie czego wymienić. Najtrudniej jest w kulturze, bo tego się nie da zadekretować. Nocne głosowanie nie sprawi, że Piotr Zaremba stanie się Pawłem Demirskim, Wildstein – Olgą Tokarczuk, a Pietrzak Bobem Dylanem - mówi reżyser Jan Klata.