Suknia, w której Kopania wystąpiła na polskim finale Eurowizji, nie była jej własnością. Artystka wypożyczyła ją od znanej pary projektantów, lecz nie potrafiła należycie o nią zadbać. Nie dość, że wartą 4 tysiące złotych kreację oddała dopiero po kilku upomnieniach, to dodatkowo przypaliła ją żelazkiem (czytaj Kopania nie ma wstydu).
Projektanci nie kryli zdumienia i zdenerwowania. Piotr Krajewski domaga się od piosenkarki zwrotu przynajmniej połowy kosztów. Co na to Lidia?
"Sukienka, którą zwróciłam, nie była zniszczona, a jedynie wymagała odświeżenia. Gdy państwo Krajewscy próbowali szantażem wymusić ode mnie zapłatę, powiedziałam im, aby oddali sprawę do rozstrzygnięcia sądowi. Zastanawiające, czemu z tego nie skorzystali" - napisała w oświadczeniu Kopania.
Krajewscy wciąż chcą załatwić tę sprawę polubownie i oczekują wpłaty 2 tys. zł na konto. Zaznaczyli jednak, że jeśli artystka nie zwróci pieniędzy, nie zawahają się oddać sprawy do sądu.