Kora nie żyje - informację o śmierci wokalistki Maanam przekazała jej rodzina na oficjalnym profilu artystki na Facebooku w zaledwie kilka godzin po jej odejściu. Piosenkarka zmarła ponad cztery lata po zdiagnozowaniu choroby nowotworowej, którą był zaawansowany rak jajnika. Tuż po diagnozie artystka poddała się leczeniu. Przeszła operację i poddała się chemioterapii. Oficjalnie o nowotworze poinformowała media dopiero rok po jego wykryciu. Chętnie opowiadała o swoim samopoczuciu w chorobie - wszystko po to, aby dodać otuchy osobom, które tak jak one zmagały się z rakiem. Mimo osłabienia, nie rezygnowała z pracy. Wciąż występowała w programie "Must be the music" jako jurorka.
Po przejściu chemioterapii Kora poddała się leczeniu farmakologicznemu. Niestety lek, który miała przyjmować codziennie był niezwykle drogie. Jedno jego opakowanie to koszt 18 tys. złotych. Wokalistka nagłośniła sprawę. Dzięki jej staraniom i dwustu innych kobiet chorych na ten rodzaj nowotworu, państwo zaczęło refundować zbawienny dla nich lek, za który do tej pory musiały płacić ogromne sumy z własnej kieszeni.
Jak czytamy w oficjalnym wpisie po śmierci Kory:
"Ostatni miesiąc był bardzo trudny. Na końcowej drodze towarzyszyła jej rodzina, przyjaciele i wiele oddanych osób"
Kora o chorobie nowotworowej
Tak jak wspominajliśmy, Kora w ostatnich latach wielokrotnie wypowiadała się na temat swojej choroby. W trudnych chwilach sił dodawało jej otoczenie roztoczańskiej przyrody i troskliwa opieka męża - Kamila Sipowicza. Poniżej zebraliśmy kilka cytatów Kory, która otwarcie mówiła o walce z nowotworem.
- To nasze życie się już kończy, więc co zrobić, w moim przypadku, z tymi dniami, tygodniami, bo ja nie pozwalam sobie patrzyć w przyszłość dalej. To już jest zupełnie inne postrzeganie życia. Nie pamiętam, żebym tak intensywnie żyła każdą chwilą w ciągu dnia - powiedziała w rozmowie z "Super Expressem"
W wywiadzie dla magazynu "Pani" wyznała, że pierwsze objawy jej choroby zostały zlekceważone przez lekarza
- To się ciągnęło całymi latami. Zjadałam tony proszków przeciwbólowych. Mój lekarz, którego znam od lat, nie przeoczył tego, on to zlekceważył. Nie zlecił przede wszystkim badań, które zleciła inna lekarka. Po tygodniu byłam na stole operacyjnym. Dlatego nieprawdopodobnie słabłam przez te wszystkie lata. Ból mnie zginał do ziemi - czytamy.
W materiale "Uwagi" Kora zwróciła uwagę na wsparcie, które otrzymała od męża. Kamil Sipowicz w ciągu ostatnich pięciu lat trzy razy ratował ją ze stanu agonalnego
– Kamilek trzy razy uratował mi życie, bo wezwał pogotowie i dzięki temu żyję. Na przekór jemu! Bo ja tego nie chciałam, tylko on (…). Z mojej strony była nieprawdopodobna agresja. A umierałam. Lekarz przyjeżdżał i mówił „agonia”. Trzy razy! – wspominała jeszcze niedawno Kora.