Bieda i szmaciane lalki
W książce „Podwójna linia życia” Kora napisała, że Boga nie ma, a drzewa są jej religią. Od dzieciństwa przyroda była jej ucieczką od wszystkiego co złe...
Miała zaledwie 4 lata gdy trafiła do sierocińca prowadzonego przez siostry prezentki. Sierotą nie była, ale jej mama zachorowała na gruźlicę i nie mogła opiekować się dziećmi. Ten czas Kora wspominała jako najgorszy w życiu. Dla opiekunek nie była małą spragnioną czułości Olgą, tylko numerem 7, bo tak oznaczane były jej ubrania. Za nawet najdrobniejsze przewinienia była karana i upokarzana. Często też chodziła głodna. Stołówka kojarzyła jej się z pośpiechem, bo tam szybciej znaczyło więcej. To dlatego już w dorosłym życiu nie znosiła jadać w restauracjach. Nie potrafiła wśród obcych usiąść do stołu.
Do domu wróciła gdy miała 9 lat. Kojarzył się jej z biedą wszechobecnymi szmacianymi lalkami. Jej mama dorabiała szyjąc je. A marzeniem Kory było mieć taką prawdziwą – z plastikową buzią. Sąsiedzi wspominali, że była pracowitą dziewczynką i żeby zarobić parę groszy, odśnieżała podwórko lub myła klatkę schodową. Ona jednak nienawidziła biedy i marzyła, by wyrwać się z krakowskiej suteryny w której tłoczyli się z siostrą i braćmi, którzy wciąż wracali do domu pijani.
Sen - piękny, jasny erotczny..
Maanam stworzyła wraz z Markiem Jackowskim (+67 l.) – muzykiem, studentem anglistyki z Łodzi, którego poznała w Piwnicy pod Baranami. Nie był jej pierwszą wielką miłością. Gdy się związali, miała już za sobą roczny romans z Ryszardem Terleckim (69 l.) – wtedy aktywnym hipisem o pseudonimie Pies, dziś politykiem PiS-u. Jak wspominała, to on wprowadził ją w świat ostrego seksu i nauczył ją palić trawkę, choć sam zasłania się teraz niepamięcią. A Marek Jackowski? Dał jej spokój i poczucie bezpieczeństwa, których wtedy potrzebowała. Rok po ślubie, który wzięli w 1971 r., urodził się ich syn Mateusz (46 l.).
O ile na scenie rozumieli się z Markiem znakomicie, nie przekładało się to na ich życie rodzinne. Kora czuła się samotna w małżeństwie. I wtedy zjawił się on… Kamil Sipowicz (65 l.) – jej sąsiad z 7. piętra. Kolejny raz siódemka odegrała w jej życiu ważną rolę. Po raz pierwszy spotkali się w windzie. On wspominał, jak będąc pod jej wrażeniem wpatrywał się w koniczynkę, która miała zawieszoną na szyi, a ona przyznawała, że do romansu z przystojnym studentem filozofii pchnął ją sen: "piękny, jasny i erotyczny".
Wkrótce potem okazało się, że Kora jest w ciąży. Kamil nie był na to gotowy. Wyjechał do Niemiec, a ona przez 8 lat nikomu nie zdradziła kto jest ojcem Szymona (42 l.). Ponownie spotkali się po wielu latach, gdy piosenkarka była już rozwódką. Stworzyli wspaniały związek, który przetrwał aż do teraz. Krótko po tym, jak u Kory zdiagnozowano raka jajnika, pobrali się - po 40. latach znajomości.
Scena - jej żywioł
Na scenie Kora była jak dynamit. Podczas debiutu w Opolu w 1980 roku, kiedy śpiewała "Boskie Buenos" jej występ był tak energetyczny, że choć widzowie tego nie widzieli, pękły czarne wąskie spodnie, które na sobie miała. Jej syn Mateusz powiedział kiedyś, że ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, ale jego mama po występie jest tak wykończona, że nie raz zastanawiali się czy nie wezwać karetki pogotowia.
Kora była odważna i bezpruderyjna. W latach 80. podczas jednego z koncertów wystąpiła w cienkiej bluzce, pod którą nie miała biustonosza. Wywołało to poruszenie męskiej części publiczności, która w niewybrednych słowach domagała się, by piosenkarka pokazała dużo więcej. Kora nie była w stanie śpiewać w tych warunkach. W pewnym momencie zadarła więc bluzkę do góry, odsłaniając swoje wdzięki. Wszyscy oniemieli, a ona dokończyła koncert.
Ostatnie lata spędziła na Roztoczu - w kompletnej ciszy, wśród lasów, swoich najbliższych i przyjaciół. A przed rokiem wyznała, że żałuje tylko jednego - że nie żyła jeszcze bardziej intensywnie…