W warszawskim sądzie odbyła się rozprawa, na której zjawił się znany aktor Marek Włodarczyk. Jak dowiedział się "Super Express", walczy on o dobro swoich bliskich, którzy zostali oszukani przez Piotra K. (38 l.) i Katarzynę G. (27 l.) oskarżonych o oszustwo finansowe.
- Moi najbliżsi zainwestowali 160 tys. zł. w firmie Makro Auto, kupując obligacje tej firmy, które zostały zamienione na akcje Edukacja Polska i PIK Consulting - wyjaśnia "Super Expressowi" Włodarczyk. - Moi bliscy po prostu chcieli zabezpieczyć się finansowo na przyszłość, zainwestowali oszczędności życia na tak zwany procent. Niestety, okazało się, że zaufali oszustom. To zupełnie jak Amber Gold - mówi wściekły aktor.
Jak się okazuje, nie tylko bliscy aktora zdecydowali się na ulokowanie pieniędzy w obligacjach. Oszukanych zostało 50 osób - jedna z nich straciła aż 3 mln zł, druga prawie 2 mln.
- Łącznie wyłudzili od ludzi aż 8 mln zł - kręci głową Włodarczyk.
Ci najbardziej stratni wytoczyli oszustom sprawę w sądzie, pozostali oszukani są oskarżycielami posiłkowymi. Włodarczyk nie łudzi się jednak, że polskie sądy pomogą w sprawie. Zwłaszcza że pierwsze rozprawy zostały odroczone - ostatnia z powodu choroby oskarżonej.
- Szczerze wątpię w sprawiedliwość polskich sądów. Zadziwia mnie to, że za kraty trafi chłopak, który ukradnie batona, a ci ludzie, którzy ukradli 8 mln zł, chodzą na wolności, jeżdżą luksusowymi autami, odwiedzają najdroższe restauracje i nadal mogą oszukiwać nowych naiwnych. A kiedy jest termin procesu, "chorują" - mówi zdenerwowany aktor.
- Jestem realistą i wiem, że sprawa będzie się toczyła latami, a pieniądze przepadną i pewnie nigdy nie wrócą do moich najbliższych. Ale oczywiście z całych sił będę im pomagał i walczył o ich dobro - zapowiada.
Zobacz: Marek Włodarczyk nie ma pracy