Bartłomiej Wróblewski po raz pierwszy na żywo zobaczył Małgorzatę Kożuchowską podczas pogrzebu papieża Jana Pawła II w Watykanie. Obserwował ją z daleka i „podziwiał”, tak jak wcześniej wzdychał do aktorki, obserwując ją na szklanym ekranie. Mężczyzna był bowiem jej fanem. Zbyt nieśmiałym, by podejść i „zagadać”, nie sądził, że miałby u niej szanse. W pewnym momencie zaczął zasypywać ją listami i prezentami, przychodził na wszystkie spektakle, w których grała, zostawiał podarunki i tajemnicze wiadomości. Dziś niektóre media piszą wprost, że miał na jej punkcie obsesję. „Trochę jak stalker”, czytamy w prasowych doniesieniach. Z perspektywy czasu to, co dziś zostałoby uznane za niepokojące, w tamtym okresie nie wystraszyło Kożuchowskiej. Wręcz przeciwnie – determinacja mężczyzny stała się dla niej intrygująca. Postanowiła się z nim w końcu skonfrontować i zaskoczył ją wiek Wróblewskiego. Jest on bowiem młodszy od aktorki o dziewięć lat.
- Na schodach zobaczyłam chłopaka. Boże, jaki młody, przemyka mi przez głowę. Myślałam, że kwiaty przesyła dojrzały mężczyzna. Głupia sytuacja. Co robić? Umawiamy się następnego dnia na Starówce. Opowiedział mi całą historię. Wydała mi się zaczarowana. Wybrał mi herbatę. Same fusy. Wyjeżdżałam na wakacje. Na trzy tygodnie. Rozstaliśmy się. Nie dałam mu numeru telefonu. Jego numer wzięłam. Na do widzenia powiedziałam, że zadzwonię - wspominała Małgorzata Kożuchowska w wywiadzie dla „Vivy”.
Znajomość z fanem zakończyła się ślubem. Długie starania o dziecko i szczęśliwy finał
Po dłuższym czasie aktorka dała namówić się na „prawdziwą randkę”, a z czasem para zakochała się w sobie. Bartłomiej Wróblewski oświadczył się Małgorzacie Kożuchowskiej w Watykanie, w tym samym miejscu, gdzie pierwszy raz zobaczył ją na żywo. Dwa lata później, w 2008 roku, para wzięła ślub w kościele św. Krzyża w Warszawie. Na hucznym weselu, komentowanym rzecz jasna na łamach prasy rozrywkowej, bawiło się ponad 200 osób.
Później para długo starała się o dziecko, które pojawiło się na świecie dopiero po kilku latach - w 2014 roku. Syn, Jan Franciszek Wróblewski. Małżeństwo przyznało otwarcie, że los długo nie chciał obdarzyć ich potomkiem. Mimo starań, ciąża nie nadchodziła. Sukces w tej kwestii wzbudził więc ogromne emocje, mnóstwo ludzi i fanów aktorki im bowiem kibicowało. Udało się, gdy aktorka miała 43 lata. O trudach późnego macierzyństwa opowiadała później w wywiadach, bo spotkała się z krytyką niektórych środowisk, które twierdziło, że to „za późno” na macierzyństwo. Jak udowodniła Kożuchowska – i wiele podobnych jej kobiet – jest to nieprawdą. Z kolei syn pary, Jan Franciszek, jest oczkiem w głowie zarówno mamy, jak i taty.
Prywatność zachowują dla siebie. Kożuchowska zmęczona kolejnymi „kryzysami”
Małżeństwo jest dziś jedną z najbardziej lubianych par w polskim show-biznesie, mimo że starają się zachować swoje życie prywatne za zamkniętymi drzwiami. A może właśnie dlatego. Czasem zza uchylonych wrót wyfruwa jednak jakaś plotka. Tak też stało się w ostatnim czasie, kiedy Wróblewski nagle zniknął z mediów społecznościowych. Przestał pojawiać się na zdjęciach nawet u Kożuchowskiej, tak jakby ostatnie wakacje spędzała bez niego. „Dobry Tydzień” podawał, że aktorka była na wyjeździe sama, bo ten miał „za dużo obowiązków”. To narodziło spekulacje o rzekomym kryzysie w ich małżeństwie. Aktorka dementowała wówczas plotki.
- Odgrzewane kotlety - skomentowała to Małgorzata Kożuchowska, w odpowiedzi na pytania portalu ShowNews, który zapytał, czy doniesienia o kryzysie w jej związku są prawdziwe. - Dziękuję, u nas wszystko dobrze. (...) Istnieją osoby, które nie potrzebują potwierdzać swojego istnienia w mediach społecznościowych. Do nich należy mój mąż, a ja to szanuję. Pozdrawiam - napisała aktorka w odpowiedzi dla serwisu.
Wygląda na to, że Kożuchowska jest już prawdopodobnie zmęczona takimi doniesieniami, ponieważ w sieci co jakiś czas odkopywany jest rzekomy kryzys w jej związku. A tymczasem para po prostu zachowuje życie prywatne dla siebie. Redakcja "Super Expressu" życzy kolejnych lat w szczęściu i miłości.