Było już późno, gdy Piotr Kraśko wyruszył do pracy. Kiedy podjechał pod budynek telewizji przy placu Powstańców Warszawy w stolicy, długo się nie zastanawiał. Rach, ciach i zaparkował na pierwszym wolnym miejscu. Było strasznie ciasno, więc... bok jego samochodu aż "zawył" z bólu: "Ghhrrrt" - dało się słyszeć. Bo samochód co prawda zmieścił się, ale przy tym fatalnie otarł się o słupek ze znakiem drogowym. Zapytaliśmy Piotra, czy serce bardzo go boli, bo to w końcu jego nowiutkie lśniące BMW. - Rzeczywiście było ciężko zaparkować, bo przed budynkiem telewizji nie ma wolnych miejsc, ale nic się nie stało - przekonywał nas dziennikarz, a potem dodał, że polscy kierowcy w dyscyplinie parkowania są naprawdę dobrzy.
- W Ameryce, no może poza Nowym Jorkiem, mają miejsca parkingowe duże jak dla autobusów. A polski kierowca zmuszony przez warunki musi zmieścić się wszędzie - śmiał się Kraśko.
Dziennikarz przekonywał nas jednak, że nie ma żadnych zarysowań.
- Naprawdę. Mogę pokazać - mówił.
Wierzymy. U blacharza naprawa kosztowała go zapewne co najmniej 3 tysiące złotych.